Przekopując się przez historię zespołów F1, chyba ciężko znaleźć bardziej "barwniejszą" ekipę niż ta którą był Jordan Grand Prix. To właśnie w tej drużynie zadebiutował w 1991 roku kochany i nienawidzony przez wielu Michael Schumacher. W kolejnych latach przez garaże irlandzkiego teamu przewinęło się wiele znanych nazwisk, takich jak Damon Hill, Rubens Barichello, czy prezentowany w modelu Heinz Harald Frentzen. Swoistym znakiem rozpoznawczym samochodów z Silverstone był oczywiście charakterystyczny żółty kolor "narzucony" przez wieloletniego sponsora, tytoniową markę Benson&Hedges. Malowania bolidów były również ciekawe ze względu na umieszczanie na nich "maskotek" teamu Jordan, a więc rekina, węża i szerszenia. Właśnie ten ostatni znalazł swoje miejsce na bolidzie EJ10 z roku 2000. Na sekcjach bocznych bolidu zamiast logo Benson&Hedges znalazł się napis "Buzzin&Hornets" dyskretnie nawiązujący do "oczywistego" sedna sprawy:)
Najlepszym rokiem dla Jordana był 1999. Właśnie wtedy do zespołu przenosi się Frentzen (z Williamsa). Nikt chyba nie przypuszczał, że stanie się on pretendentem do tytułu mistrzowskiego, bowiem na ten rok Jordan przygotował bardzo konkurencyjny bolid. Do ostatnich wyścigów Frentzen zachowywał szanse na tytuł, jednak w ostatecznym rozrachunku przypadł on Mice Hakkinenowi. Jordan natomiast urósł do rangi trzeciej siły w całej stawce Formuły 1. Nic dziwnego więc, że nadchodzący sezon 2000 był dla Eddiego wielką nadzieją na kolejny ogromny sukces. Na miejsce kończącego karierę Hilla pojawił się Jarno Trulli, który wraz z Frentzenem miał za zadanie powtórzyć dobry wynik. Tak się jednak nie stało. Żółte bolidy nie mogły dotrzymać tempa innym zawodnikom. Sezon zakończył się mało szczęśliwie, jedynie z dorobkiem 17 punktów. Kolejne lata nie przyniosły oczekiwanego progresu. Zespół powoli zaczął się "staczać" by w końcówce swojego istnienia walczyć już o ostanie cztery miejsca na linii startowej z Minardi. Wielokrotna zmiana właścicieli (przypomnijmy Midland, Spyker, Force India) przyniosła wreszcie oczekiwane długo efekty. W obecnie trwającym sezonie Giancarlo Fisichella wywalczył 2 miejsce w GP Belgii.
Model który posiadam w mojej kolekcji wyprodukowany został prze firmę Hot Wheels a więc w prostej linii Mattel - czyli tę samą która od wielu lat zajmuje się produkcją lalek Barbie. Czy więc taka miniaturka może być dobra? Może. Wiernością detali modelik przewyższa Minichampsy. Bardzo ładnie wyglądają kalkomanie, których producent nie szczędził w takich miejscach jak np. kierownica bolidu, kask kierowcy, czy jego kombinezon. Całość jest naprawdę solidna, elementy aero nie sprawiają wrażenia, jakby miały zaraz odpaść (tak niestety dzieje się przy Minichampsach). Puentując - do modelu nie mam żadnych zastrzeżeń. Jest to piękna pamiątka po jednym z ciekawszych zespołów w historii F1.
Najlepszym rokiem dla Jordana był 1999. Właśnie wtedy do zespołu przenosi się Frentzen (z Williamsa). Nikt chyba nie przypuszczał, że stanie się on pretendentem do tytułu mistrzowskiego, bowiem na ten rok Jordan przygotował bardzo konkurencyjny bolid. Do ostatnich wyścigów Frentzen zachowywał szanse na tytuł, jednak w ostatecznym rozrachunku przypadł on Mice Hakkinenowi. Jordan natomiast urósł do rangi trzeciej siły w całej stawce Formuły 1. Nic dziwnego więc, że nadchodzący sezon 2000 był dla Eddiego wielką nadzieją na kolejny ogromny sukces. Na miejsce kończącego karierę Hilla pojawił się Jarno Trulli, który wraz z Frentzenem miał za zadanie powtórzyć dobry wynik. Tak się jednak nie stało. Żółte bolidy nie mogły dotrzymać tempa innym zawodnikom. Sezon zakończył się mało szczęśliwie, jedynie z dorobkiem 17 punktów. Kolejne lata nie przyniosły oczekiwanego progresu. Zespół powoli zaczął się "staczać" by w końcówce swojego istnienia walczyć już o ostanie cztery miejsca na linii startowej z Minardi. Wielokrotna zmiana właścicieli (przypomnijmy Midland, Spyker, Force India) przyniosła wreszcie oczekiwane długo efekty. W obecnie trwającym sezonie Giancarlo Fisichella wywalczył 2 miejsce w GP Belgii.
Model który posiadam w mojej kolekcji wyprodukowany został prze firmę Hot Wheels a więc w prostej linii Mattel - czyli tę samą która od wielu lat zajmuje się produkcją lalek Barbie. Czy więc taka miniaturka może być dobra? Może. Wiernością detali modelik przewyższa Minichampsy. Bardzo ładnie wyglądają kalkomanie, których producent nie szczędził w takich miejscach jak np. kierownica bolidu, kask kierowcy, czy jego kombinezon. Całość jest naprawdę solidna, elementy aero nie sprawiają wrażenia, jakby miały zaraz odpaść (tak niestety dzieje się przy Minichampsach). Puentując - do modelu nie mam żadnych zastrzeżeń. Jest to piękna pamiątka po jednym z ciekawszych zespołów w historii F1.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz