Pokazywanie postów oznaczonych etykietą minichamps. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą minichamps. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 6 stycznia 2019

No to dałem czadu!

W życiu każdego kolekcjonera przychodzi taki moment, że aby osiągnąć kolejny etap trzeba się na coś "mocno szarpnąć". Podjąłem się zadania skolekcjonowania jak największej ilości gadżetów związanych z moim ulubionym zespołem wyścigowym, a więc Minardi - muszę przyznać że idzie mi całkiem nieźle i powoli powstaje swoista "kapliczka". Bez obaw nie odprawiam żadnych czarnych mszy, nie wbijam też szpileczek w lalkę Maxa Mosley'a (były szef FIA robił wiele by uprzykrzyć życie zarówno Minardiemu jak i Stoddartowi). 
Gdzieś w okolicach roku 2007, czyli w czasie początków mojego dojrzałego zbieractwa rzuciła mi się w oczy piękna miniatura prezentująca pit stop w wykonaniu mechaników zespołu Minardi. Nie muszę chyba tłumaczyć że na tamte warunki cena zestawu była mocno zaporowa, a i dostępność pozostawiała wiele do życzenia. Zdjęcie modelu zapisałem sobie gdzieś głęboko na dysku i w zasadzie zapomniałem, że kiedyś w ogóle mógłbym się stać posiadaczem czegoś takiego. W przeciągu tych kilkunastu lat, dioramkę od PMA widziałem na aukcjach jeszcze tylko dwukrotnie - za pierwszym razem był to egzemplarz z bolidem PS03 i zasiadającym za jego sterem Justinem Wilsonem. Model poszedł za grubą kasę, prawdopodobnie ze względu na to że był również podpisany przez tragicznie zmarłego kierowcę. Drugi raz miał miejsce... miesiąc temu. Sam już nie wiem ile czasu zastanawiałem się nad tym zakupem, ale była to raczej decyzja z gatunku tych szybkich :) Model przyleciał do mnie z Japonii, jak się prezentuje możecie obejrzeć poniżej.












Nie mogłem odmówić sobie sfotografowania go w towarzystwie chyba najlepszej pozycji książkowej o zespole Minardi, a więc "Forza Minardi" autorstwa Simona Vigara - bodajże twórcy portalu ForzaMinardi.com Cały czas jestem na etapie jej czytania - jest po angielsku, więc nie jest łatwo ale małymi kroczkami idziemy do przodu :)
Co mogę napisać o samym modelu? Jest fantastyczny, zdecydowanie warto było czekać tyle czasu by wejść w jego posiadanie. Choć poszczególne figurki można kupić oddzielnie i póki co są dostępne (jest drogo!), tak cały model oparty o fabryczną podstawkę cieszy zdecydowanie bardziej. W kilku miejscach jest już nadgryziony zębem czasu przez odklejające się kalki, ale jak tylko będę miał chwilę to potraktuje je preparatem, który kiedyś polecił Kolega z zaprzyjaźnionego bloga (Arku pamiętam!). 
Jakie plany na ten Nowy Rok? Przede wszystkim częstsza obecność na blogu. Przyznam że zazdrośnie spoglądam do Kolegów, którzy dzielą się swoimi okazami i ciągle obiecuję sobie że i ja zacznę równać do najlepszych :) Wszystkim Czytelnikom życzę dużo zdrowia i uśmiechu, by żadne problemy nie okazały się tymi, których nie można przezwyciężyć!

czwartek, 14 września 2017

Nowe stulecie, stare problemy... / Minardi M01 / M02

Od ostatniego wpisu minęło trochę czasu... Kolekcje Kolegów "Zbieraczy" zdążyły dość mocno się rozwinąć, a ja stanąłem w miejscu. Niestety poświęciłem sporo funduszy by wyciągnąć nowo nabyte auto ze stanu głębokiej rozpaczy. Czy się udało? Prawie tak, choć po naprawieniu jednej rzeczy wychodzi następna i tak wkoło... Mam trochę wrażenie, nie da się w 100% przywrócić dobrego stanu samochodowi który przez 8 lat był zaniedbywany. 
Muszę przyznać się bez bicia, że nieco zapomniałem o kolekcji i blogu. Dwutygodniowy urlop na którym właśnie przebywam jest więc dobrą okazją by nieco się przypomnieć :) Na czym to skończyłem...?

...a tak Minardi. Końcówka lat 90 nie była szczególnie udana dla zespołu z Faenzy (naprawdę? haha ;). Zespół borykał się standardowo z dwoma problemami: brakiem sponsorów i silnika. Światełko w tunelu zapaliło się wraz z nadejściem roku 1999, gdy do zespołu dołączył junior Ferrari, Hiszpan - Marc Gene. O ile postać samego zawodnika nie zachwycała niczym szczególnym, tak wsparcie jakie ze sobą przyniósł, a więc sponsoring giganta telekomunikacyjnego "Telefonica" już tak. Gustownie zaprojektowany bolid M01 (zerwano z dotychczasowym oznaczeniem trzycyfrowym) otrzymał piękne srebrno - granatowe malowanie z brylującym na osłonie silnika logiem sponsora. Na tle zeszłorocznej konstrukcji auto prezentowało się jak nie z tego świata. Gustav Brunner (główny projektant) stanął na głowie, by używając jedynie ołówka i czystej kartki zaprojektować samochód który stanie w szaranki do walki na torach Grand Prix. 


Trzeba przyznać, że mimo wielu problemów rok nie był zły. Zespół wywalczył punkt w GP Europy, a zdobycz byłaby jeszcze większa gdyby jadący na 4 pozycji Luca Badoer nie doznał awarii silnika. Do tej pory w relacjach sportowych wspomina się Włocha, który płakał jak dziecko nad zaparkowanym na pasie zieleni M01.


Szczęście było naprawdę blisko... 
Nadszedł rok 2000. "Pluskwa milenijna" wcale nie zaatakowała większości komputerów na świecie, tak więc sezon 2000 zapowiadał się naprawdę ciekawie. Mocne Ferrari z Schumacherem, Williams z nowym partnerem silnikowym, McLaren chcący walczyć znów o mistrzostwo... Również w Faenzie panowały bojowe nastroje ponieważ kurek z pieniędzmi od Telefoniki nie został przykręcony. M02 choć dość podobny do konstrukcji zeszłorocznej otrzymał podcięte sekcje boczne oraz modne w tamtym czasie wyjścia wydechów w górne okolice tylnego skrzydła, no i oczywiście... bojowy żółty kolor (tym samym w stawce znalazły się 4 żółte bolidy ponieważ podobne barwy od kilku już sezonów posiadał Jordan). Jeśli ktoś nadal uważa że Minardi budował swoje samochody w szopie gdzieś na skraju włoskiej wioski to polecam obejrzenie poniższego filmu z prezentacji i procesu projektowania M02 


 Choć bolid częściej dojeżdżał do mety niż rok wcześniej, to za sprawą katastrofalnego, przedpotopowego silnika Forda (pod marką Fondmetal) nie mógł nawiązać żadnej walki na torze. A szkoda, bo aerodynamika tego pojazdu stała na bardzo wysokim poziomie, tak więc po raz kolejny potencjał nadwozia został zmarnowany przez kiepski motor. 
Rok 2000 był również ostatnim, podczas którego na czele zespołu stał Giancarlo Minardi. Pogarszająca się sytuacja finansowa oraz rosnące koszty zmusiły charyzmatycznego szefa do sprzedaży zespołu. Po odrzuceniu kilku ofert udało się nawiązać kontakt z Paulem Stoddartem, który od jakiegoś już czasu rozglądał się za możliwością wykupienia jakiegoś konającego zespołu. Dzięki temu historia Minardi toczyła się dalej.

Miniaturki które udało mi się zakupić to już dosyć stare PMA. W Polsce są raczej nie do dostania, przybyły do mnie z Wielkiej Brytanii. Jest to kawał wyścigowej historii więc nie mam żalu o odklejające się kalki na tylnym skrzydle M02 (prawdopodobnie gdyby był to mniej cenny model zabrałbym się za naprawę - a tak - boję się coś spaprać ;) 















Warto jeszcze wspomnieć, że choć czas płynie to słuch o M02 i grzmocie jego V10 nie zaginął. Z tego co udało mi się ustalić wciąż są dwa "działające" nadwozia, najprawdopodobniej w rękach prywatnych. W sieci można znaleźć filmy z prac nad przywróceniem autu świetności :


Samochody pokazały się również podczas festynu na torze Zandvoort. Kolekcjoner z Holandii - Frits van Eerd (notabene właściciel sieci supermarketów) posiada w swoim garażu sporą liczbę bolidów Minardi - wszystkie na chodzie. Jednym z nich (bodaj PS04) startował w serii BossGP. Polecam obejrzenie filmu z tej imprezy - jak widać bardzo emocjonalnej dla honorowego Gościa - pana Giancarla Minardiego.


W następnej odsłonie zapraszam do lektury kolejnych dziejów "Lwów z Faenzy" a szczególnie historii o pewnym drobnym Malezyjczyku, który bardzo chciał zostać kierowcą Formuły 1... 




niedziela, 12 marca 2017

I znowu się nie udało... / Wilux Minardi Team 2004

Posiadanie sponsora tytularnego w Formule 1 to fajna rzecz - pieniądze płyną szerokim strumieniem, a większość przestrzeni reklamowej na bolidzie jest zajęta. Chyba wszyscy w zespole Minardi odetchnęli z ulgą kiedy na początku sezonu 2004 ogłoszono że nowym strategicznym partnerem zostaje firma Wilux. Wilux? A co to takiego? No właśnie - czego firma zajmująca się branżą łazienkową postanowiła szukać w Formule 1? Chyba nie rozgłosu i faktycznej promocji bo wówczas związaliby się z zespołem pokroju Mclarena lub Ferrari. A nie, zapomniałem - te zespoły nigdy nie zgodziłyby się reklamować przysłowiowych "kibli" na swoich samochodach. A Minardi? Jak zwykle było im wszystko jedno, aby tylko dwa bolidy znalazły się na starcie GP Australii. 

 Problemy z partnerstwem obu firm stały się widoczne podczas GP Wielkiej Brytanii. Pech nie opuszczał stajni z Faenzy - podczas weekendu wyścigowego na atak serca odchodzi John Walton - członek zespołu i prawa ręka właściciela Paula Stoddarta. Wszyscy w zespole są przygnębieni. Chcąc uczcić pamięć zmarłego przyjaciela zespół decyduje wystawić auta bez reklam, przyozdobione jedynie przydomkiem Waltona - "John Boy".


 Takiej okazji, by jakoś wymiksować się z kosztownych zobowiązań wobec Minardi nie mógł przegapić Wilux, któremu najwyraźniej nie po drodze było już z Formułą 1 (nie przypominam sobie by jeszcze później ta firma pojawiła się w tym sporcie). Oskarżając zespół o działanie na niekorzyść marki zerwano współpracę. Jak powiedział później w wywiadzie Paul Stoddart, nie zrobiło to na nim większego wrażenia, ponieważ Wilux od dłuższego już czasu... nie płacił za swoją przestrzeń reklamową na jego autach. Tym samym Minardi powróciło do "żonglowania" sponsorami, oferując reklamy na pojedyncze grand prix. Malowanie zmieniało się kilkakrotnie w ciągu sezonu by ostatecznie zakończyć sezon w barwach linii OzJet należących do... właściciela zespołu.

Swego czasu prezentowałem już na blogu startujący w 2004 roku model PS04B. Minichamps nie wydał jednak tego auta w malowaniu Wilux, a na takowym bardzo mi zależało. Kolekcjonerom pozostało więc jedynie nabycie "showcara". Pomalowany w barwy z wczesnego sezonu 2004 bolid z 2003 upodobniono jednak do swojego młodszego odpowiednika - różnice widać tak naprawdę w postaci innej pokrywy silnika i tylnego skrzydła (obie konstrukcje były z resztą do siebie bardzo podobne - poważne zmiany przepisów nadeszły dopiero na sezon 2005 tak więc bolidy Minardi były zasadniczo ewolucjami auta z 2002 roku). 







PS03 w barwach Wilux trafia więc na półkę jako ważny element układanki pod tytułem - Historia Zespołu Minardi - największego Fightera Formuły 1!

P.S. Jeśli chcecie poczytać jeszcze o sezonie 2004 w wykonaniu Lwów z Faenzy zapraszam tutaj 

sobota, 28 stycznia 2017

Mityczny Arrows A23

Dochodzi prawie 22.00 gdy zaczynam pisać ten post. Jest piątek, a ja jestem nieziemsko zmęczony po całym tygodniu pracy. Ale jest coś co nie daje mi usnąć, coś od czego nie mogę oderwać wzroku, coś co od dawna chciałem mieć w swojej kolekcji. Model przyjechał właśnie do mnie z Włoch i wciąż nie jestem w stanie odłożyć go do witryny, może jutro... :)
Arrows był jednym z bardziej zasłużonych dla Formuły 1 zespołów. Miał za sobą sukcesy, lata chude, jak i te zupełnie przeciętne. Jaki miał być rok 2002? Inny. Jak każdy z resztą, odkąd na czele zespołu stanął Tom Walkinshaw. Była to postać dosyć kontrowersyjna - z jednej strony były niezły kierowca wyścigowy, z drugiej zaś, podejmujący niezbyt rozsądne i nie do końca przejrzyste decyzje charyzmatyczny szef zespołu. Sezon 2002 okazał się kulminacją wszystkich błędów w zarządzaniu, które doprowadziły do upadku stajni jeszcze przed końcem zmagań.
Jak wspomniałem wyżej, zaprojektowany na rok 2002 model A23 miał dać ekipie świeży oddech, a co najważniejsze poważnie zamieszać w stawce. Były na to duże szanse, gdyż samochód stworzono ogromnym nakładem kosztów, według analiz technicznych magazynu F1 Racing był to zaraz za Ferrari F2002 najbardziej innowacyjny bolid tamtego roku! 

Po telenoweli z obsadą wyścigowych miejsc (początkowo etatowym kierowcą miał być Jos Verstappen, który aktywnie współtworzył auto; jego kontrakt został jednak wykupiony przez Heinza Haralda Frentzena) przyszła pora na sprawdzian w warunkach "bojowych". Okazało się że bolid jest na tyle szybki by bez problemu konkurować w środku stawki, a w sprzyjających warunkach "podgryzać" miejsca premiowane punktami. I tak pewnie by było gdyby nie ciągłe problemy z niezawodnością, słabym silnikiem i niską motywacją kierowców. Choć w ciągu sezonu Frentzen zdołał zdobyć dwa 6 miejsca, to i tak upłynął on pod dyktando nieukończonych wyścigów. Początkiem końca okazało się GP Francji, do którego na skutek decyzji zespołu oba bolidy nie zakwalifikowały się. Wiadomo było już że problemy finansowe są tak duże, że auta nie są w stanie być przygotowane do... ścigania się. 
Tak "umarł" zespół Arrows - nie kończąc pełnego sezonu 2002. Walkinshaw jeszcze długo zmagał się z procesami od byłych sponsorów, kierowców i dostawcy silników. Tym samym pociągnął na dno również własną firmę TWR.
Historia A23 trwała jednak dalej. Sporą część dobytku upadłego zespołu (w tym kilka gotowych nadwozi oraz pełną "własność intelektualną") wykupił Paul Stoddart, a więc właściciel zespołu Minardi. Upatrywał on w tym działaniu szansy na poprawę osiągów własnej drużyny, poprzez wykorzystanie niektórych rozwiązań technicznych, nie wykluczając przy tym wystawienia całego samochodu (jako PS04) do zmagań na rok 2004. Odbyły się nawet testy porównujące bolid A23 i PS03. Arrows nie zrobił jednak dobrego wrażenia na Australijczyku, ze względu na jego awaryjność i dość zbliżone osiągi do konstrukcji Minardi. Pomysł odłożono więc na półkę, a pomalowane w barwy Minardi nadwozie A23 powędrowało... na lotnistko w Melbourne, by tam łapać kurz jako auto ekspozycyjne. Podobno.
I wydawało się że to już koniec tej opowieści. A jednak ;) W 2006 roku do zmagań przystępuje satelicki zespół Hondy, a więc Super Aguri (stworzone nota bene chyba tylko po to by japońscy kibice mogli oglądać na torze swojego idola - Takumę Sato). Mają silnik, ale nie mają nadwozia. I tu znów pojawia się Stoddart, który odsprzedaje gotowe wyścigówki.  Motor pasuje "jak ulał" i Arrows - już jako Super Aguri SA05 ponownie wyjeżdża na tor! 

Może  to niemożliwe, ale prawie 5-cio letnie nadwozie było w stanie konkurować z dużo młodszymi konstrukcjami - co prawda z ogona stawki, ale jednak. SA05 zaprezentował lepsze tempo niż przechwalony bolid zespołu Midland.
 Moja miniatura to wylicytowany na e-bay Minichamps. W 100% oddaje piękno Arrowsa A23. Wysoko podniesiony nos z ciekawym podwójnym przednim skrzydłem, muskularne sekcje boczne a do tego jedno z ładniejszych malowań poprzedniego dziesięciolecia sprawiają, że model wyróżnia się na półce. 










Mam ogromną nadzieję, że tak jak historia napisała kolejny rozdział dla bolidu A23, tak i ja będę mógł wkrótce postawić obok niego kolejne wcielenia, a więc PS04 i SA05. Szczęśliwie takie miniaturki się ukazały.

sobota, 21 stycznia 2017

Całkiem udany projekt - Stewart Ford SF01

Debiutowi nowego zespołu w Formule 1 zawsze towarzyszyły duże emocje. Nie inaczej było w 1997 roku gdy do stawki dołączył Stewart Grand Prix. Był to zespół założony przez byłego czempiona Jackie Stewarta oraz jego syna Paula. Partnerem technologicznym oraz dostawcą silników została firma Ford, która traktowała również zespół jako swój "fabryczny". Z czasem wsparcie miało wzrosnąć, aż do całkowitego przejęcia i przemianowania na Jaguar Racing w 2000 roku. 
Przygotowany na sezon 97 model SF01 okazał się być całkiem niezłą maszyną. Został zaprojektowany raczej tradycyjnie, dostawcą opon została firma Bridgestone. Bolidy Stewarta miały ładne, skromne malowanie na którym wyróżniało się logo Forda oraz głównego sponsora, banku HSBC. Kierowcami zostali Rubens Barrichello oraz Jan Magnussen. 
O ile w przypadku innego debiutującego zespołu, a więc MasterCard Lola oczekiwania były bardzo duże, tak przed startem sezonu Jackie Stewart stwierdził, że zadowoli go choćby jeden zdobyty punkt. To zdroworozsądkowe podejście zaprocentowało wysokim 2 miejscem na podium już w Grand Prix Monako. Takiego szczęścia nie miała wspomniana wcześniej Lola, która odpadła z rywalizacji już po inauguracyjnym GP Australii i w pamięci fanów zostanie zapamiętana jako jeden z najgorszych zespołów w historii tego sportu... 
Prawdopodobnie końcowy rezultat zespołu (6 punktów i 9 miejsce w klasyfikacji konstruktorów) byłby lepszy gdyby nie fakt, że w ciągu sezonu dość zawodny okazywał się silnik Forda a kierowcy dojechali do mety jedynie 8 razy.

Odkąd pamiętam chciałem mieć w swojej kolekcji miniaturę jakiegoś bolidu Stewarta. Zawsze lubiłem gustowne malowanie tej stajni i choć funkcjonowała zaledwie trzy sezony to odniosła kilka sukcesów. Model to PMA wydane jako "Launch version", czyli SF01 z sezonu 1997 pomalowane w barwy z roku 1998. Na szczęście malowania z tych dwóch lat, oprócz kilku detali w zasadzie się nie różniły (brak logo malezyjskich sponsorów), a fakt że Stewart był zespołem fabrycznym Forda sprawia, że takie nadwozie faktycznie mogło powstać na potrzeby wydarzeń promocyjnych. 







  
 SF01 pokazał, że można już w pierwszym roku startów zbudować dobry bolid. Niezbędne okazało się jednak profesjonalne podejście, odpowiednie wsparcie techniczne, solidni sponsorzy i... skromność, a więc cecha której nie brakowało Jackiemu Stewartowi.