poniedziałek, 21 grudnia 2009

Święta tuż tuż...

Z racji że to ostanie wolne chwile przed świętami pragnę złożyć najserdeczniejsze życzenia Wszystkim, którzy odwiedzili mojego bloga. Niech będą to zdrowe, błogosławione święta spędzone w rodzinnej atmosferze. Oczywiście nie może zabraknąć prezentów, zwłaszcza tych modelarskich :)
Za wszystkie wejścia, komentarze serdecznie dziękuję. Cieszę się, że jest już kilku stałych Czytelników. To właśnie oni sprawiają, że mam ochotę rozwijać moją pasję. Zapraszam do dalszych wizyt. Już po nowym roku kolejna część poświęcona samochodom Ferrari. Do zobaczenia w 2010!

sobota, 19 grudnia 2009

Dino byłby dumny - Ferrari 360 Modena

Korzystając z przymusowego urlopu spowodowanego przeziębieniem, zaprezentuję dziś kolejne wyjątkowe auto. Na tapetę trafia więc cieplutkie jeszcze Ferrari 360 Modena, zakupione niespełna tydzień temu.
O tym jak wyjątkowym człowiekiem był Enzo Ferrari nie trzeba przekonywać nikogo. Jego filozofia tworzenia samochodów przede wszystkim drogich, dających kierowcy maksimum emocji podczas prowadzenia przetrwała jego samego. Standardowa koncepcja mocnego, najlepiej 12-sto cylindrowego silnika umieszczonego z przodu, przez długie lata dominowała w autach Ferrariego. I prawdopodobnie w myśleniu upartego Enzo nic by się nie zmieniło gdyby nie jego syn Dino, którego dodajmy - bardzo kochał. To właśnie Dino otworzył nowy rozdział w historii stajni "brykającego konika" proponując sportowe, kompaktowe auto z silnikiem o mniejszej liczbie cylindrów. Po śmierci syna, spowodowanej dystrofią mięśniową, Enzo za cel swojego życia postawił sobie skonstruowanie silnika, który byłby swoistym pomnikiem dla syna. Tak powstały silniki z pod znaku V6 Dino, montowane początkowo w Fiatach Dino oraz wyścigowych samochodach firmowanych jako Dino, które nie były niczym innym jak... Ferrari, tyle że o innej nazwie.
Nawiązanie do tej historii nie jest przypadkowe. Model 360 Modena jest bowiem w prostej linii spadkobiercą tychże tradycji. Kompaktowe Ferrari stały się bowiem integralną częścią oferty producenta, a nie jak dawniej - dodatkiem do "pełnoprawnych" Ferrari.
Modenę pokazano na Salonie Genewskim w 1999 roku. Był to model bezpośrednio zastępujący F355. Zaprojektowana w zupełnie nowym stylu 360 wzbudziła zasłużony zachwyt. Zadanie projektantów, mające na celu pod każdym względem skonstruować samochód lepszy od F355 zostało wykonane w 100%. Auto przede wszystkim odciążono, tak by moc silnika nie musiała drastycznie wzrosnąć, a mimo to by było ono jeszcze szybsze. Całość została osadzona na przestrzennej ramie aluminiowej - ogromnie wytrzymałej a na dodatek lekkiej. Sztywna konstrukcja w połączeniu z aerodynamiczną sylwetką dała auto wręcz idealne w prowadzeniu. Sercem pojazdu został 5-cio cylindrowy silnik o pojemności 3,6l. o mocy około 400 KM. Warto zaznaczyć że został pobity ówczesny rekord świata jeśli chodzi o liczbę KM na litr pojemności.
Osiągi? Imponujące 300 km/h, przyśpieszenie do 100km/h w poniżej 4,5 sekundy.
Dlaczego Modena jest autem wyjątkowym? Oczywiście przede wszystkim dlatego że jest to Ferrari, ale nie na to chciałem zwrócić uwagę. Inżynierowie stworzyli samochód zdolny do spokojnego "cruisingu" między wąskimi uliczkami, a kiedy tylko właściciel miał na to ochotę mógł wyprowadzić swoje rumaki na tor, gdzie auto zmieniało się w rasową wyścigówkę. Ta uniwersalność sprawiła że 360 Modena stała się jednym z najchętniej kupowanych Ferrari w historii. 360 Modena została zastąpiona przez model F430, równie piękny, równie szybki, równie drogi. Tak jak widziałby to Enzo.
O miniaturce Modeny marzyłem od dawna. Obok 550 Maranello jest to mój ulubiony model Ferrari. Jak wiadomo modeliki Ferrari należą do jednych z najdroższych (logiczne:). Na szczęście na nasz rodzimy rynek przedostaje się dosyć sporo modeli z importu. Takim właśnie jest modelik który posiadam, pochodzący z gazetkowej serii o Ferrari wydawanej przez Fabbri. Producentem jest najprawdopodobniej firma IXO. Wnioskuję to z informacji na spodzie podstawki, które są w identyczny sposób napisane jak na modelkach od IXO.
Miniaturkę zakupiłem za 25 złotych, więc całkiem tanio. Jego jakość jest bardzo dobra w porównaniu do ceny. Jest ładnie pomalowany, posiada sporo detali jak choćby wentylowane tarcze (ale zacisków już brakło), kolorowe wnętrze (ze znaczkami ferrari na zagłówkach), czy najładniejszy moim zdaniem element - silnik widoczny przez tylną szybę. Za tę cenę naprawdę nie ma co narzekać. Jeśli inne modele z tej serii stoją na podobnym poziomie (a stoją bo mam również F2002) to wypada nam w Polsce tylko zazdrościć takiego wydawnictwa. Miniaturka 360 Modeny wygląda ślicznie.















P.S Przepraszam za jakość zdjęć, ale tak jak wspominałem wczoraj, moja cyfrówka jest już w stanie agonalnym. To prawdziwy cud że udało mi się wykonać dziś zdjęcia jeszcze kilku modelom. Tak więc na najbliższy czas "płynność" bloga została zapewniona. Pozdrawiam serdecznie wszystkich stałych Czytelników!

piątek, 18 grudnia 2009

A on wciąż zgarbiony... - VW New Beetle

Dziś trochę z przymusu kolejne auto niemieckie. Dlaczego? Mój aparat fotograficzny odmówił dalszej współpracy i nie mam jak wykonać zdjęć modelom, dlatego muszę skorzystać z materiałów które zrobiłem jeszcze gdy działał. W grupie sfotografowanych modelików znalazł się właśnie prezentowany VW New Beetle.
Chyba nie ma na świecie drugiego auta o tak bogatej historii. Popularny "Garbus" (lub "Biedronka", "Jajeczko") został stworzony z polecenia rządu III Rzeszy Niemieckiej jako auto "dla ludu". Nad przedsięwzięciem czuwał sam Ferdynand Porsche. Za początek tejże konstrukcji uznaje się rok 1935 kiedy powstał pierwszy jeżdżący prototyp. Na sukces nie trzeba było czekać długo. Garbus stał się znakiem rozpoznawalnym koncernu z Wolfsburga, produkowanym aż do 2003 roku.
Wskrzeszanie starych modeli stało się ostatnio bardzo modne - wystarczy spojrzeć na niedawno przywróconego do życia Fiata 500. Kilka lat wcześniej, a dokładnie w roku 1998 taką decyzję podjął koncern VW. Model oparto na sprawdzonej platformie Golfa IV, a samo auto, aspirujące do segmentu premium otrzymało nadwozie do złudzenia przypominające swojego poprzednika. Interesujące wydaje się być wnętrze nowego Garbusa, którego przytulność ma podkreślić znajdujący się tuż przy obudowie zegarów... flakonik na kwiaty. Rozwiązanie bardzo ciekawe, które docenia zwłaszcza płeć piękna. Sam muszę przyznać że jest to miły akcent :)
Tradycyjnie dla VW samochód posiada bogatą paletę silników zarówno benzynowych jak i wysokoprężnych. Najciekawsze wydają się wersje wyposażone w motor 1.8 T o mocy 150 KM. Takie parametry sprawiają że potulny samochodzik zamienia się w rakietę.
Czy New Beetle osiągnął sukces? Myślę że tak. Świadczy o tym choćby fakt, że jest w produkcji już prawie 12 lat bez większych modernizacji. Co prawda VW postanowił zakończyć sprzedaż w USA, jednak w Europie Beetle wciąż będzie oferowany. I bardzo dobrze. To właśnie takie auta sprawiają że ulice wyglądają kolorowo, ciekawie i najważniejsze - wesoło.
Dziś New Beetle wciąż jest autem świeżym, wzbudzającym zainteresowanie oraz dającym odpowiedni prestiż swojemu właścicielowi. Jeśli dodać do tego przystępną cenę egzemplarzy z pierwszych lat produkcji, to okazuje się że za niewielkie pieniądze możemy otrzymać wyróżniające się z tłumu autko, które na dodatek jest solidne i dobrze wykonane.
Beetle'a chciałem mieć w swojej kolekcji dlatego, że zwyczajnie podoba mi się ten samochód. Na Allegro można przebierać wręcz w ofertach różnych firm. Ceny zazwyczaj nie są wygórowane.
Ja upatrzyłem sobie miniaturkę od IXO, w bardzo ciekawym malowaniu. Którz z nas nie pamięta dzielnego "Herbiego" z serialu Disneya? Chyba nie ma na świcie takiej osoby. I właśnie w tym słynnym malowaniu "przodka" udało mi się zakupić Beetle'a. Wygrałem go na licytacji za niecałe... 13 złotych!
Miniaturka od IXO wygląda dość interesująco, jednak producent popełnił kilka błędów w oddaniu bryły auta, przez co jak widać na załączonych zdjęciach koła samochodu nie chowają się ładnie pod zderzak. Duży plus należy się jednak za wnętrze - na fotelach mamy ciekawą kraciastą tapicerkę, chromowane klamki, czy wyróżnik w postaci... kwiatka w wazoniku przy kierownicy! Tak, tak o tym elemencie IXO nie zapomniało i jest to bodaj najmilszy akcent w tym modeliku. Niestety z racji ograniczeń mojej cyfrówki nie udało mi się tego sfotografować. Zapraszam do obejrzenia zdjęć.






poniedziałek, 14 grudnia 2009

"Gangsterowóz" - BMW M3 E30


Przeczytałem kiedyś w jednej z gazet motoryzacyjnych, że BMW 3, generacji e30 znajduje się na szczycie policyjnych rankingów wśród ulubionych aut gangsterów. Oczywiście chodzi o początkujących amatorów przestępczości, gdyż ci bardziej "doświadczeni" sięgają raczej po "Bety" z wyższej półki. I chyba coś w tym jest, bo gdy obserwuję te auta, to za kierownicą tychże, siedzi albo osobnik z wygoloną głową lub... ktoś w podeszłym wieku (być może gangster na emeryturze).
Oczywiście nie wolno generalizować. Nie zapominajmy bowiem że BMW M3 to auto kierowane do osób młodych, lubiących adrenalinę płynącą z prowadzenia sportowego wozu. Tak jest teraz, tak było też 25 lat temu, gdy debiutowała pierwsza generacja.
M3 trafiło do klientów jako 2 drzwiowy sedan oraz bardziej stylowy kabriolet. Wyróżnikiem zewnętrznym był subtelny zestaw ospojlerowania, który ma się nijak to tego, co obecnie wyrabiają z tym klasykiem domorośli "tjunerzy". Sercem stała się jednostka S14 o pojemności 2,3 lub 2,5 litra. Manualna skrzynia biegów w połączeniu z napędem na tylną oś dała efekt w postaci auta wręcz idealnego na... tor wyścigowy. Potwierdzeniem niech będzie fakt, że M3 E30 jest najbardziej utytułowanym samochodem w historii niemieckiego koncernu.
Inżynierowie postanowili wypróbować M3 również na rajdowych szutrach. Przygotowane przez firmę Prodrive, BMW M3 było A-grupową rajdówką, z silnikiem o pojemności 2,3 litra osiągającym moc prawie 300 KM. Oczywiście auto pozostało przy konwencjonalnym napędzie przenoszonym w całości na tylną oś. Załoga B. Beguin oraz JJ Lenne wygrała nim zmagania podczas Tour de Corse rozgrywanego w roku 1987.
Modelik pochodzi od firmy IXO i jest to kolejny "gazetkowiec" w mojej kolekcji. W zasadzie do jego zakupu skłoniło mnie... malowanie. Jak wspominałem już przy okazji opisywania Williamsa FW16, "Rothmans Racing" jest moim ulubionym malowaniem aut wyczynowych. Mimo że BMW nie jest w pełnym "tytoniowym" malowaniu to i tak prezentuje się bardzo efektownie. W zasadzie jest to jeden z lepiej wykonanych gazetkowych modeli z jakim miałem do czynienia. Mimo czarnego wnętrza posiada całkiem sporo detali jak np. tablica rejestracyjna, logo M3 na grillu, kalkomanie na ogumieniu, czy wreszcie sporo elementów oświetlenia przedstawionych nie jako namalowane farbą lecz w postaci plastikowych elementów. Modelik który posiadam nie posiada również błędów typowych dla wydawniczych serii a więc niechlujnie zamontowanych części. Całość wygląda zgrabnie i naprawdę efektownie. Miniaturkę mogę śmiało polecić, tym bardziej że ostatnio na Allegro panuje wysyp modelików IXO pochodzących z gazetek. Ja za swój zapłaciłem coś koło 40 złotych i były to dobrze zainwestowane pieniądze. M3 zwyczajnie - cieszy.












niedziela, 6 grudnia 2009

Pierwowzór - Lancia Stratos

Długo zastanawiałem się nad wyborem modelu do dzisiejszej prezentacji. W ostatecznym rozrachunku padło na zakupioną niedawno Lancię Stratos firmy IXO. Nie była to decyzja przypadkowa, gdyż swego czasu zacząłem na blogu prezentować auta z pod znaku rajdowej grupy B. Warto sięgnąć więc do jej początku - tytułowego "pierwowzoru", którym zasłużenie została Lancia Stratos.
Historia rozpoczyna się w roku 1970 od zaprezentowania przez Bertone koncepcyjnego modelu Stratos. Auto wyglądało bardzo nowatorsko i przywodziło na myśl Lamborghini Miurę. Podobieństwo nie było przypadkowe, gdyż za projektem obu aut, krył się ten sam człowiek -
Marcello Gandini. Późniejsze modele Lamborghini, a więc Countach czy Diablo - przypominają studyjnego Stratosa w jeszcze większym stopniu.
Wersja produkcyjna, choć już nieco mniej odważna stylistycznie, wciąż wyglądała bardzo nowatorsko. Ciekawa była głównie budowa - stalowa centralna konstrukcja klatkowa z tylną ramą, na której był osadzony silnik
i zawieszenie na kolumnach. Całość - bardzo lekka okraszona mocnym silnikiem Ferrari V6, została wyprodukowana przez firmę Bretone do celów homologacyjnych. Tak rozpoczyna się historia auta zbudowanego wyłącznie po to by "pożerać" kolejne kilometry rajdowych "oesów".
Lata 1974 - 1976 zostały zdominowane przez produkt Lancii. 3 tytuły mistrzowskie nie były przecież dziełem przypadku. Warto w tym miejscu przytoczyć słowa Cesare Fiorino, jednego z projektantów Stratosa, który o swoim dziele mówi wprost, że zostało stworzone "niesamowite" auto, przez które inni producenci zaczęli wycofywać się z rywalizacji.
Opisując historię Lancii Stratos, nie można wręcz nie wspomnieć o dziele polskich inżynierów z FSO. W 1976 na potrzeby Ośrodka Sportu FSO zostały zakupione 3 Stratosy - 2 w specyfikacji rajdowej oraz jedna wersja homologacyjna Za kierownicą takiego właśnie auta rywalizował syn premiera Piotra Jaroszewicza - Andrzej. Wszystkie trzy auta uległy niestety zniszczeniu, jednak z wypadku Jaroszewicza udało się odratować silnik, układ przeniesienia napędu oraz ramę. Elementy te trafiły w 1978 do Ośrodka Badawczo-Rozwojowego FSO, by stać się bazą dla kolejnego niezwykłego projektu rajdowego opartego na nadwoziu rodzimego Poloneza. "Stratopolonez", ówczesna duma FSO brała udział w zmaganiach aż do roku 1985. O dalszej, bardzo bogatej historii tego auta można poczytać na wielu stronach hobbystycznych.
Kończąc historię tego niezwykłego auta warto dodać, że kolejna generacja rajdowej Lancii, a więc bezpośredni następca - Lancia 037, podobnie jak Stratos stał się autem bezkonkurencyjnym, jedynym, niepowtarzalnym.
Modelik który posiadam jest "pełną" wersją od firmy IXO. Poszukując go, byłem zdecydowany na auto w najładniejszym moim zdaniu malowaniu "Alitalia". Miniaturka prezentuje typową jakość dla producenta - posiada więc sporo szczegółów jak np. pasy na fotelach czy odwzorowaną deskę rozdzielczą. Nie zabrakło potężnych chlapaczy i podwójnego układu wydechowego. W zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Cena, myślę że niezbyt wygórowana - 55 złotych, za pełne wydanie IXO wydaje się być adekwatne do jakości.
Lancia Stratos stanęła dumnie obok innych aut rajdowych w mojej kolekcji, jako początek dla modeli z grupy B, które oczywiście będę dalej opisywał na blogu. Zaglądajcie!














piątek, 27 listopada 2009

Po prostu samochód - VW Polo

Nazwa "Polo" zagościła w światku motoryzacyjnym w 1975. Jak się okazało - zagościła na dobre. Model, który opisuję dziś, to jego czwarta generacja. Wydaje się, że przez ponad 30 lat powinno być ich nieco więcej, jednak zainteresowanie klientów oraz pozytywna opinia o aucie sprawiły, że poszczególne wersje przetrwały dość długo w produkcji.
Polo IV pojawiło się na rynku w 2001 roku zastępując poprzednie wcielenie, które produkowano przez 7 lat. Na tle ówczesnych konkretów wyglądało schludnie i dość elegancko. Wymiarami dorównywało niemal VW Golfowi drugiej generacji. Wyróżnikiem zostały oczywiście podwójne przednie reflektory zapożyczone z modelu Lupo. Chcąc czy nie, do auta przytknięto etykietkę "okularnik", zarezerwowaną wcześniej jedynie dla Mercedesa E W210. Swoją drogą to zabawne że pierwszy model Polo IV upodobniono do najmniejszego w ofercie Lupo, by po face liftingu (przeprowadzonym w 2005) dać mu nową "twarz" VW Passata.
Kto chciał stać się właścicielem VW Polo musiał najpierw zdecydować się na bogatą ofertę silnikową, która zawierała aż 17 wariantów (włączając silniki po liftingu, którym minimalnie podniesiono moc) Po części są to oczywiście te same jednostki, jednakże o różnych mocach. Najsłabsze to 3 - cylindrowe silniki 1.2 o mocach od 54 do 70 KM. Najmocniejsze wyposażono w dobrze znaną, Volgswagenowską jednostkę 1.8T o mocy 150 KM. Paletę diesli rozpoczyna silnik 1.4 70 KM, a kończy bardzo mocne 1.9 TDI o mocy 130 KM.
W stosunku do przedniej generacji Polo, w nowym modelu nie przewidziano już wersji kombi. Mamy więc do wyboru nadwozie typu hatchback 3 i 5 drzwi, lub całkiem zgrabnie wyglądającego sedana. Ten ostatni niestety nie był oferowany na polskim rynku, być może dlatego by nie budzić niezdrowej konkurencji dla bliźniaczej przecież Skody Fabii Sedan czy Seata Cordoby. Ciekawą odmianą jest Polo Cross, które ze względu na podwyższone zawieszenie i pakiet stylizacyjny, stara się "udawać" auto terenowe.
Wnętrze Polo zaprojektowano typowo po niemiecku - prosto, schludnie i funkcjonalnie. Prawdopodobnie włoskich projektantów przyprawiłoby ono o ból głowy. Materiały wykończeniowe - całkiem niezłe, jak na tę klasę oczywiście. Na pochwałę zasługuje twarda tapicerka foteli, odporna na zużycie. Warto dodać, że w standardzie Polo IV oferowało 4 poduszki powietrzne (wersja po liftingu już tylko dwie).
Miałem przyjemność podróżować VW Polo IV kilkakrotnie, gdyż takie auto gościło swego czasu u mnie w rodzinie. Niestety była to wersja najuboższa - 1.2 54 KM, nie wyposażona nawet we wspomaganie kierownicy. Ciężko więc docenić jej właściwości trakcyjne. Na pewno nie było to auto, które potrafiło wywołać jakieś większe emocje u swojego właściciela. To po prostu samochód - urządzenie do przemieszczania się z punktu A do punktu B.
Modelik Polo posiadam w kolekcji już od dość dawna. Producentem jest firma Auto Art i właśnie chyba ten fakt zaważył o decyzji zakupu, gdyż była to zupełna okazja. Modelik wylicytowałem za niespełna 30 złotych na Allegro. W zasadzie poza za grubą powłoką lakierniczą - nie ma się do czego przyczepić. Auto Art po raz kolejny pokazał kto rządzi w świecie modelarskim - Polo wygląda niczym małe, prawdziwe auto.
Podsumowując - Polo IV zostanie kolejnym - dobrym samochodem VW, który jednak nie zostanie zapamiętany. Może właśnie dlatego że to "po prostu samochód"?















sobota, 21 listopada 2009

Ostrzej się nie da - Alfa Romeo 156 GTA

GTA. Te trzy litery dla przeciętnego kierowcy znaczą niewiele. Jest jednak grupa odbiorców, przeważnie pasjonatów motoryzacji, którzy dokładnie rozumieją ten skrót. O ile GT jest dość oczywiste, tak literka "A" wymaga doprecyzowania. "Allegrita" z włoskiego oznacza odciążona. Skrótem GTA oznaczano modele które z równym powodzeniem przemierzały autostrady jak i wyścigowe tory. I taka właśnie jest 156 GTA.
Musieliśmy czekać na nią dość długo, gdyż w topowej odmianie pojawiła się dopiero w roku 2002, a więc w 4 lata po premierze modelu podstawowego. Patrząc jednak na to jak okazałe auto udało się stworzyć ten czas nie został stracony. Wydawało się że w wyglądzie takiego samochodu już nic nie można poprawić. I mylił się ten kto nie wierzył w możliwości włoskich projektantów. GTA wyróżnia się subtelnym ospojerowaniem, podkreślonym 17 - sto calowymi felgami na niskoprofilowych oponach, ukrytych w poszerzonych błotnikach. Wewnątrz sportowy charakter GTA został wyostrzony przez kubełkowe fotele z wyraźnie zaznaczonym bocznym trzymaniem oraz regulacją długości siedziska. Najciekawszy wydaje się jednak prędkościomierz wyskalowany do 300 km/h...
I nie jest to pomyłka. Pod maską tego "włoskiego drapieżnika" znajduje się bowiem sześciocylindrowy silnik 3.2 o mocy 250 KM. Ten silnik nie pracuje... on GRZMI. I nie ma w tych słowach nic z przesady. W okiełznaniu tego potwora pomaga kierowcy szereg elektronicznych systemów. Są one niezbędne, gdyż jazda tym samochodem wydaje się być niczym wyrok śmierci w zawieszeniu. 6,2 sek. sprintu do 100 km/h, prędkość maksymalna 250 km/h oczywiście również ograniczona elektroniką... Zatrzymanie? Nie jest niczym nadzwyczajnym - ułatwiają je ogromne tarcze wentylowane z czterotłoczkowymi zaciskami firmowanymi przez Brembo.
Oprócz tego wspaniałego modelu możemy pozazdrościć i pogratulować Włochom jeszcze jednego - że w ich kraju regularnie ukazują się czasopisma kolekcjonerskie z modelikiem. Mam na myśli serię Abarth, Fiat Story czy 100 Anni di Italia Automobili. I właśnie z tej ostatniej, sygnowanej przez DeAgostini pochodzi modelik 156 GTA. Udało mi się go zakupić na Allegro, pochodzi on z prywatnego importu. Zdecydowałem się na niego, gdyż ciężko o model 156 który prezentowałby "jakiś" poziom. Fakt że była to wersja GTA jedynie przyczynił się do podjętej decyzji.
Miniaturkę wyprodukowała firma Grani8Pratners. Właśnie tego się nieco obawiałem, gdyż mój poprzedni modelik od tej firmy - Fiat Coupe pozostawia wiele do życzenia. Na szczęście Alfa Romeo bardzo mile mnie zaskoczyła. Posiada bardzo ładnie odwzorowaną bryłę (lepiej niż wyścigowa wersja od M4 opisywana wcześniej), z wyraźnie zaznaczonymi akcentami topowej odmiany. Ładnie wyglądają felgi z wentylowanymi (nieruchomymi względem kół) tarczami, we wnętrzu auta również nie zapomniano o charakterystycznych srebrnych wstawkach. Producent nie ustrzegł się również kilku błędów. Zupełnie niezrozumiałe dla mnie są okleiny na szybach imitujące... w zasadzie to nie wiem co. Uszczelki? Być może, ale czemu są nieproporcjonalnie duże, przez co zawężają linię szyb? Kolejna wpadka to "scudetto" Alfy które w oryginale nie jest srebrne a czarne. Chromowany jest jedynie obrys. Ponadto klosze lamp przednich Alfy powinny by nieco "przydymione". Miłym dodatkiem byłoby też gdyby światła przeciwmgielne w przednim zderzaku zostały wykonane z plastiku a nie jedynie "maznięte" farbą (podobnie z resztą jak klamki).
Mimo to Alfa Romeo 156 GTA od G8P prezentuje się nadzwyczaj dobrze i modelik mogę śmiało polecić. Cena choć nie niska - prawie 40 złotych wydaje się być bardzo adekwatna do jego jakości. Warto dodać że w "realu" modelik sprawia dużo lepsze wrażenie niż na zdjęciach.










czwartek, 19 listopada 2009

Podryw "na Romea" - Alfa Romeo Spider


Ostatnio na blogu zrobiło się bardzo włosko. Chyba przypadkowo moja kolekcja zaczęła podążać właśnie szklakiem tamtejszej motoryzacji. Praktycznie każdy mój nowy nabytek ma swoje korzenie w słonecznych Włoszech. Dziś przedstawię model który jest w moim posiadaniu już od dość dawna. Spider w kolorze "Alfa Rosso" zawitał w moje progi już ponad pół roku temu. Pamiętam że to właśnie wtedy wybuchły moje ogromne uczucia sympatii do Alfy Romeo jako marki samochodów. Postanowiłem zgromadzić jak najwięcej tych pięknych aut.
Pierwowzór "otwartej" Alfy ma swój początek już w roku 1966. Zaskakujące że przetrwał on w niemal niezmienionej formie aż do roku... 1993! Mimo pięknych, klasycznych linii Alfa była już autem mało atrakcyjnym dla klientów, którzy oczekiwali samochodu na miarę XXI wieku. I tak na przeciw gustom konsumentów powstała Alfa Romeo GTV/Spider serie 916, które produkowano w latach 1995 - 2006. Patrząc na oba auta widać wyraźnie że ich stylistyka została zaczerpnięta z koncepcyjnego modelu 164 Proteo z roku 1991. Mamy więc sporo ostrych linii, bezkompromisowych wcięć - całość wygląda drapieżnie, rasowo. Nawet dziś po 14 latach od rozpoczęcia produkcji Alfy wyglądają świeżo i są ładniejsze niż konkurencyjne auta innych producentów. Po raz kolejny włoska szkoła projektowa udowodniła że nie ma sobie równych. Technologicznie auto bazuje na sprawdzonych podzespołach Fiata Tipo - mocno eksploatowanych w tamtym okresie (przypomnijmy że te same rozwiązania znalazły się również w Fiacie Coupe, Bravo/Brava, Alfa 145/146). W gamie silnikowej znalazły się silniki benzynowe Twin Spark (dwie świece na cylinder) których moce wahały się w przedziale 144 - 155 KM. Każdy z wariantów był w stanie przekroczyć prędkość 210 km/h. Wisienką na torcie okazały się motory 2.0 V6 (turbo benzyna), 3.0 V6 12v, 3.0 V6 24v. Prędkości w granicach 250 km/h nie były więc niczym zadziwiającym. Lifting modelu w 2003 przyniósł dwie nowe jednostki - 2.0 JTS (165 KM) oraz topowe 3.2 V6 24v (240 KM) znane z modelu GTA. Wszystkie silniki oczywiście były bardzo paliwożerne, jednak oczywistym jest że Spidera czy GTV nie kupowało się po to by jeździć ekonomicznie.
Modelik pochodzi od firmy Solido. Jak wiadomo, firma ta nie rozpieszcza fajerwerkami. Mamy więc sporo błędów. najbardziej rzucającym się w oczy jest za wąski rozstaw kół względem bryły. Zastanawiające - jest to tak banalny błąd który można wyeliminować minimalnym nakładem kosztów, a mimo to producenci i tak nagminnie go popełniają. Kolejny zarzut to wręcz "zapaćkanie" modeliku lakierem - jestem pewny że starczyłoby go na jeszcze dwa takie same przy racjonalnym (czyt. odpowiednim) dozowaniu. Ostatnia rzecz warta odnotowania to wydech - zupełnie niedopasowany, za duży, odstający, wogóle... bez sensu :) Bardzo "ciekawą" pomyłką jest oznaczenie "1.6 T.Spark" na klapie bagażnika. O ile w poprzednim Spiderze taki silnik rzeczywiście występował, tak nie wiadomo mi nic na jego temat w kolejnej generacji. No dobrze więc co na plus? Napewno felgi - ładnie odwzorowany oryginalny wzór, wraz z widocznymi tarczami, całkiem niezłe wnętrze... i fakt że jest to Alfa Romeo:) Ciężko jest wymagać więcej od modelika który kosztował zaledwie 25 złotych.
Mam nadzieję, że kolekcja moich Alf będzie się systematycznie rozrastać. Z niecierpliwością czekam już na zakupioną niedawno 156 GTA. Jej opisu możecie się spodziewać już w następnej odsłonie.











poniedziałek, 16 listopada 2009

21. III. 1960 - 1. V. 1994


Dokładniejszy tytuł dzisiejszego wpisu jest tak naprawdę zbędny dla każdego kto choć trochę interesuje się Formułą 1. 1 maja 1994 jest datą gdy wszystko się skończyło... i zaczęło.
W roku 1992 rozpoczął się triumfalny marsz ekipy Williams po mistrzowskie trofea. Bolid FW14B zdeklasował wręcz rywali. Nowatorska konstrukcja sprawiła że jego kolejne ewolucje wciąż były nie do pokonania. W 1993 za kierownicą bolidu stajni z Grove zasiada Alain Prost, by po rocznej przerwie sięgnąć po trzeci tytuł mistrza świata. Nie mogę sobie nawet wyobrazić co czuł Senna widząc swojego największego rywala zdobywającego to najcenniejsze wyścigowe trofeum. Dla Williamsa chciał jeździć każdy. Brytyjska stajnia była wówczas najbardziej prestiżowym zespołem w całej stawce. W kokpicie Williamsa - było się potencjalnym Mistrzem Świata. Zakończenie kariery Prosta otworzyło drzwi do największego marzenia Senny - jazdy dla zwycięskiego zespołu. Tytuł wydawał się być murowany...
Od samego początku coś jednak szło nie tak. Williams FW16, choć bardzo szybki w rękach Senny - okazał się samochodem niedopracowanym i trudnym w prowadzeniu. Mimo zdobycia pierwszych pól startowych do GP Brazylii oraz rozgrywanego wówczas GP Pacyfiku, Brazylijczykowi nie udało ukończyć się żadnego z tych wyścigów. Nadzieja na pierwsze punkty pojawiła się wraz ze zdobyciem kolejnego PP podczas GP San Marino rozgrywanego na torze Imola.



Weekend wyścigowy od samego początku nie układał się dobrze. Już podczas piątkowego treningu doszło do przerażająco wyglądającego wypadku Rubensa Barichello, jeżdżącego wówczas dla ekipy Jordan. Jego bolid wzbił się w powietrze i uderzył w siatkę odgradzającą kibiców od toru. Zdarzenie naprawdę wyglądało niesamowicie i do tej pory robi wrażenie. Na szczęście obyło się bez ofiar. Warto odnotować w tym miejscu, że pierwszą osobą którą Rubens zobaczył po przebudzeniu był właśnie Senna, który zaniepokojony wypadkiem rodaka czym prędzej udał się do centrum medycznego.
Sobota nie okazała się już jednak łaskawa. W wyniku wypadku podczas sesji kwalifikacyjnej, śmiertelny wypadek odniósł Austriak Roland Ratzenberger. Oglądając wyblakłe już taśmy z tego tragicznego weekendu ma się wrażenie, że wówczas nad torem naprawdę panowało jakieś fatum...
Potwierdził to start wyścigu - bolidy Benetton i Lotus zderzyły się a ich części rozsypały się z ogromnym impetem za ochronne barierki raniąc 9 kibiców. Tragiczny finał już się zbliżał.
Po restarcie wyścigu Senna wraz z Schumacherem wyraźnie wysunęli się na czoło stawki...
Pędzący ponad 300km/h Senna, wypada z zakrętu Tamburello i uderza z całym impetem w ścianę...
Kibice mieli przed oczami największą tragedię Formuły 1. Mistrz zginął na skutek rozległych obrażeń głowy wynikających z uderzenia odłamków zawieszenia w Jego kask.
Przyczyną wypadku okazało się uszkodzenie układu kierowniczego w bolidzie Williams FW16. Wynikało ono z błędu konstrukcyjnego drążka kierowniczego, który ze względu na złe skrócenie uległ złamaniu.
1 maja 1994 zginął wielki Człowiek. W szczątkach Williamsa odnaleziono austriacką flagę, którą prawdopodobnie Senna chciał zamanifestować szacunek dla zmarłego dzień wcześniej Ratzenbergera. Co rok hołd zmarłemu Sennie oddaje również zespół Williams, umieszczając na swoich bolidach logo trzykrotnego Mistrza Świata.
Williams FW16 był bodaj moim największym modelarskim marzeniem. Nie udawało się go spełnić bardzo długo ze względu na dwie rzeczy - ogromną wręcz unikalność modelu jak i jego cenę. Gdy pojawił się na Allegro, byłem pewien że taka okazja się już nie powtórzy, jednak kieszeń świeciła pustką... Chcąc nie chcąc podesłałem link z aukcją mojej Narzeczonej. Z Jej relacji wiem że nie wahała się długo nad jego zakupem, tym bardziej że zbliżały się moje urodziny.
Williamsa odnalazłem przypadkowo w jej mieszkaniu podczas sprzątania. Z otwartego kartonowego pudełka gdzieś pod łóżkiem, rzucały się w oczy charakterystyczne barwy "Rothmans" i ten żółty Kask. Chyba nie muszę mówić jak bardzo byłem szczęśliwy że otrzymałem właśnie taki prezent! Mniej radości okazała moja Dziewczyna, z racji że popsułem niespodziankę. Po chwili jednak emocje opadły (czyt. przeżyłem "ochrzan":) i przystąpiłem do oględzin modelika.
Jest on zaskakująco dobrze wykonany a jedyne zastrzeżenie jakie można mieć to takie, że tylne światełko ostrzegawcze jest zwykłą kalką. Wyglądałoby estetyczniej, gdyby był to element plastikowy. Oczywiście wspaniałym dodatkiem byłyby kalki "full tobacco branded", jednak nie można mieć wszystkiego. Model jest moim oczkiem w głowie, podobnie z resztą jak moja Narzeczona :) Z okazji otrzymania tej wspaniałej miniaturki postanowiłem uczynić jego barwy przewodnim motywem kolorystycznym całego bloga.

Kończąc, wypada mi podziękować Ayrtonowi za to jak wspaniałym był Człowiekiem i jak wiele wielkich rzeczy pozostawił po sobie. Warto wspomnieć choćby o fundacji, która zajmuje się dokarmianiem brazylijskich dzieci. To właśnie do niej trafiają pieniądze od producentów takich gadżetów jak choćby prezentowany modelik od Minichamps.

P.S. Kolejną niespodziankę sprawił mi dwa dni później jeden z moich najlepszych Kolegów, przynosząc mi oprawione w dużym formacie zdjęcie Senny obok Williamsa FW16. Czy można sobie wyobrazić lepsze urodziny? Chyba nie :)