niedziela, 23 czerwca 2013

Trochę z innej beczki - McLaren MP4-23 Race Car Cobi

Zawsze chciałem stworzyć coś samodzielnie. Modele to moja ogromna pasja i cierpię niesamowicie, iż nie posiadam zdolności do budowania ich od podstaw. Jednak nie składam broni. Jeśli nie modele do sklejania to może modele z... klocków? Dlaczego nie, pomyślałem i zacząłem szukać w internecie czegoś co mogłoby mnie zainteresować. Oczywiście wykluczyłem tutaj jakieś podstawowe zestawy nie mające nic wspólnego z prawdziwymi autami. Chcę coś z jajem - postanowiłem. Nie wiem czemu, ale przywołałem w pamięci książkę Richarda Hammonda, w której opowiadał jak dochodził do siebie po ciężkim wypadku na torze, podczas testowania bolidu z silnikiem odrzutowym. Pisał, że bardzo ważnym elementem powrotu do rzeczywistości po tym zdarzeniu było zmuszenie mózgu do pracy, jego ponowne skoordynowanie z resztą ciała. W tym celu poprosił żonę by kupiła mu zestaw klocków. Ale nie byle jaki, bo jego efektem był model w postaci Batmobila. A on zawsze chciał go zbudować...
Chyba w każdym dorosłym facecie jest jakaś cząstka małego chłopca. Bardzo często jest tak, że nasi ojcowie, a później my realizujemy ich (nasze) niespełnione marzenia z dzieciństwa. Ja jedno z nich właśnie zrealizowałem, mając przy tym wiele frajdy.
Kilka lat temu będąc w markecie i szukając prezentu dla dziecka mojego kolegi, zauważyłem na półce zestaw klocków Cobi firmowanych przez zespół Vodafone McLaren Mercedes. Oczywiście nawet do niego nie podchodziłem, myśląc że taki produkt będzie nieprzyzwoicie drogi. Swoją drogą byłem pełen podziwu, że polska firma jaką jest Cobi (klocki produkowane są w Mielcu) weszła we współpracę z tak znanym partnerem, który udzielił jej licencji na swoje produkty. Jak do tej pory prym w takich produkcjach wiodło bowiem duńskie Lego współpracujące z Ferrari czy BMW.
Nigdy nie myślałem że jeszcze kiedyś sięgnę po klocki. A jednak - kilka obejrzanych filmików w internecie, kilka przejrzanych blogów o klockach (prowadzonych przez dojrzałych facetów i kobiety) utwierdziło mnie w przekonaniu że nie ma się czego wstydzić. Założyłem więc czapeczkę na głowę, ubrałem skarpetki po kolana, lizak w dłoń i do dzieła!
Przypomniały mi się emocje które towarzyszyły otwieraniu pudełka gdy byłem dzieckiem. Co znajdę w środku? Czy zestaw będzie kompletny? Czy tata będzie musiał pomagać? Żadnego stresu - firma Cobi zadbała aby jej produkt był w pełni przyjazny zarówno dzieciom jak i dorosłym. Oprócz starannie zapakowanych klocków otrzymujemy pełną instrukcję budowy modelu oraz naklejki. Same klocki są bardzo dobrej jakości, porównywalnej z Lego. Dobrze się łączą, nie sprężynują i mają ładną kolorystykę. Jednym zdaniem - nie mamy się czego wstydzić.
Sama budowa modelu zajęła mi hmmm... nie jestem w stanie określić bo bardzo mnie to pochłonęło i sprawiło dużo frajdy. Składanie a potem oklejanie gotowego bolidu to wspaniała zabawa. Sam model posiada kilka smaczków takich jak ruchome elementy aerodynamiczne, lusterka, tylne skrzydło. Dodatkowo mamy napęd pull-rod - czyli popularną sprężynę nakręcającą tylne koła. Czy jest podobny do oryginału z 2008 roku? Niewątpliwie tak, choć ciężko dopatrywać się detali. Z resztą nie o to tutaj chodzi. 
By całość miała nieco sentymentalny charakter, wygrzebałem ze starego pudła z resztkami moich dziecięcych skarbów minifigurkę kierowcy wyścigowego. Skąd ją miałem? Kiedyś takie "klockowe ludziki" można było znaleźć w lodach, niestety nie pamiętam już jakich, ale również firmowanych przez Cobi.
Nie bardzo wiem jak podsumować dzisiejszy wpis. To co prezentuję nie jest modelem, ciężko się też tym bawić. Dziwny twór. Ale jednak mój, stworzony od zera. A przecież tego właśnie chciałem :) Wkrótce pewnie pojawią się kolejne "klockowe" bolidy od Cobi bo chyba złapałem bakcyla. I wcale się tego nie wstydzę.









P.S. Zapomniałem dodać, że zestaw składał się z 260 elementów. Zbudowany bolid ma długość około 30 cm i przypomina skalę 1:24. Mamy możliwość oklejenia bolidu kalkami Lewisa Hamiltona lub Heikki Kovalainena. Ja wybrałem te z numerem 22 z racji zdobycia przez Lewisa tytułu mistrza świata w sezonie 2008. No i ostatnia rzecz - cena. Jak napisałem wcześniej myślałem niegdyś że ten zestaw jest drogi... jednak zapłaciłem za niego jedyne 39 zł. Sprawdza się więc sentencja - "dobre, bo polskie" :)