poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Tak to się zaczęło - Williams FW22 - Ralf Schumacher

Wiem że obiecałem zaprezentować dziś inne auto, jednak przeglądając zdjęcia modeli które już sfotografowałem postanowiłem sięgnąć do modelika Williamsa FW22 - pierwszego wyścigowego bolidu powstałego w ramach kooperacji zespołu Williams oraz firmy BMW. Pomimo zdobycia tytułu mistrzowskiego w 1997 stajnia Williams stanęła w obliczu sporego "kryzysu silnikowego". Firma Renault zaprzestała dalszego wspierania Formuły 1, a swoje silniki oddała pod opiekę firmom Supertec i Mecachrome. Partnerstwo z firmą BMW było więc Williamsowi jak najbardziej na rękę. Zawarta w 1998 roku umowa miała obowiązywać przez 10 lat - BMW miało dostarczać konkurencyjne silniki, Williams nadwozie. Korzyści? Darmowe jednostki napędowe do bolidów z Grove w zamian za promocję marki BMW w Formule 1. Nawet nowe logo zespołu zdawało się krzyczeć: "teraz jesteśmy bardziej BMW niż Williams".



Partnerstwo rozpoczęło się bardzo owocnie - sukcesy w LeMans, obiecujące pierwsze testy bolidu Williams z silnikiem BMW. Ze wszech miar posunięcie Franka Williamsa wydawało się jak najbardziej trafne. Poniżej zdjęcie testującego bolid Jorga Muller'a.



Częścią umowy było również zatrudnienie niemieckiego kierowcy, którym okazał się być ściągnięty z Jordana - Ralf Schumacher. Jego partnerem został młodziutki Jenson Button. Oto archiwalne zdjęcia z prezentacji "nowego" zespołu, wraz pierwszym bolidem - Williamsem FW22.





Umowa z tak silną marką jak BMW nie pozostała bez odpowiedzi sponsorów, którzy napłynęli wręcz lawinowo, zapełniając przestrzeń reklamową na FW22.
Sam sezon 2000, jeśli mieć na uwadze fakt, że był to rok wzajemnego "docierania się" Williamsa i BMW był udany. Zespół zdobył trzecią lokatę na koniec mistrzostw, a sam Ralf 3 razy stanął na podium i zajął 5 miejsce w klasyfikacji generalnej kierowców. Jego zespołowy kolega - Button również pokazał się z bardzo dobrej strony, choć nie ustrzegł się błędów. Oceniając ten rok, był to oczywiście bardzo ważny zwrot w historii dla Williamsa - zapewniony dostawca silników i wsparcie sponsorów. Wszystko to pozwalało mieć nadzieję, że kolejne lata będą bardziej owocne. I tak się właśnie stało. Następne sezony były bardzo silne w wykonaniu brytyjskiej ekipy, której mocnym punktem byli kierowcy - Ralf Schumacher i Juan Pablo Montoya. Pamiętam, że gdy swego czasu do Polski zawitał Kimi Raikkonen, zapytany o to, jaki zespół oprócz Ferrari jest ich największym rywalem powiedział krótko - "Williams". Jaka szkoda, że teraz nie możemy słyszeć takich słów z ust innych kierowców...
Modelik, a właściwie modeliki które prezentuję pochodzą od firmy Hot Wheels. Wykonanie bolidu stoi na najwyższym poziomie - jak już kiedyś wspominałem, repliki od Mattel są w moim odczuciu jednymi z najlepszych na rynku. Wszystkie kalki położone są niezwykle starannie, a detale są "dopieszczone" w każdym calu. Naprawdę chciałbym się do czegoś przyczepić, jednak nie mogę. Z resztą spójrzcie sami:

















FW22 już od dawna parkuje u mnie obok innych wyścigówek Williamsa. Jego doskonałym uzupełnieniem jest modelik kasku firmy Bell, Ralfa w skali 1:8 również wyprodukowany przez Hot Wheels:







Mimo że zespół Franka Williamsa ma się z roku na rok coraz gorzej, to ja i tak pozostaję jego wiernym fanem. Mam nadzieję że w mojej kolekcji będą przybywać kolejne modele tego "znakomitego kawałka F1".



Za tydzień obiecany wcześniej 350 SL.

niedziela, 18 kwietnia 2010

McLaren MP4-16 M. Hakkinen

Powoli powracamy do rzeczywistości. Nastrój smutku i zadumy znika już z naszych twarzy, bo i musi zniknąć. Pozostanie jednak pamięć.

W dzisiejszym wpisie zaprezentuję model wyścigowego McLarena MP4-16, którym Mika Hakkinen oraz David Coulthard walczyli w sezonie 2001 w Mistrzostwach Świata Formuły 1.
MP4-16 przyszło startować w trudnych czasach - czasach dominacji Ferrari i Michaela Schumachera. Warto odnotować że był to również czas, w którym jednym tchem przy Ferrari i McLarenie wymieniano jeszcze Williamsa.
Mimo tego, że konstrukcja McLarena ponownie okazała się słabsza od bolidu Ferrari, za sprawą dobrze zgranego duetu kierowców (był to już ich wspólny 6-ty rok startów) udało się brytyjskiemu konstruktorowi zająć drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. Droga do tego sukcesu nie była łatwa - w trakcie sezonu zespół nie ustrzegł się usterek, kapryśny okazywał się zwłaszcza silnik Mercedesa. Ponadto cały pakiet nie wydawał się być tak wydajny aerodynamicznie jak życzyłby sobie tego McLaren. Choć problemów było sporo, najgorszym miejscem jakie zajął MP4-16 było 9. Zazwyczaj obaj kierowcy dojeżdżali na wysokich miejscach, wliczając w to 4 zwycięstwa. Po zakończeniu sezonu 2001, swoją karierę postanawia zakończyć Mika Hakkinen - dwukrotny mistrz świata. Na jego miejsce przychodzi z Saubera, zauważony i doceniony przez Rona Dennisa - również Fin - Kimi Raikkonen.
Modelik McLarena chciałem mieć z dwóch powodów - bardzo podobało mi się malowanie z tego okresu w barwach "West" (obecne nie jest już tak atrakcyjne), jak również wielką sympatią i szacunkiem darzę postać samego Miki Hakkinena - bardzo ciepłego, zrównoważonego kierowcy. Chyba na zawsze utkwi mi w pamięci sposób w jaki wyprzedził Michaela Schumachera podczas wyścigu na Spa w 2000 roku - objeżdżając dublowanego Ricardo Zontę. Przez wielu ten manewr uznawany jest za jeden z najciekawszych w historii F1. Warto też wspomnieć konferencję prasową w której wraz z Eddiem Irvinem oblewali się wodą. Czy obecnie ktoś pozwoliłby sobie na coś takiego? Sądzę że nie.
Hakkinena brakuje w F1. Patrząc na powracającego Schumachera tęskni się również za Miką, który stoczył z nim tak wiele pięknych pojedynków.
Sama miniaturka jest wykonana bez zarzutu - to jeden z lepszych Minichampsów jakie oglądałem. Wszystkie detale są bardzo starannie wykonane - od bryły i elementów aerodynamicznych, po kalki. Oczywiście po raz kolejny przyjdzie mi narzekać, że nie jest to wersja "tytoniowa" no ale trudno. Taki modelik warto mieć. W następnym wpisie - śliczny klasyk - Mercedes 350 SL - jedno z piękniejszych aut kiedykolwiek wyprodukowanych.
















środa, 14 kwietnia 2010

Żałoba "po Polsku". Niestety...



W ostatnich dniach chyba całym światem wstrząsnęła wieść o tragedii samolotu polskiej delegacji na lotnisku w Smoleńsku. Oczywiście wiadomość ta najbardziej uderzyła w Nas - Polaków, którzy straciliśmy wiele cennych dla naszego Kraju osobistości.
O katastrofie dowiedziałem się będąc w pracy. Po skończonej lekcji pożegnałem kursanta, dokonałem oględzin sprzętu i udałem się do samochodu na krótką przerwę. Włączyłem radio na RMF Maxxx, gdzie zawsze leci jakaś bezstresowa muzyka - akurat by nieco się rozluźnić. W pewnym momencie muzykę przerwano, a spikerka podała beznamiętnym głosem krótki komunikat: "Za chwilę przerwiemy program by nadać informacje o katastrofie polskiego samolotu w wyniku którego zginęła para prezydencka wraz z całą załogą". Krotka cisza. A potem znowu ta skoczna melodia. Była wówczas godzina 10:09. W pierwszej chwili pomyślałem że to jakiś żart. Zaraz, przecież 1 kwietnia już był... Dookoła zauważyłem krzątających się po placu znajomych z hurtowni płyt wiórowych, która ma siedzibę obok placu manewrowego na którym prowadzę zajęcia. Szybko podbiegłem do pana Bogdana, dojrzałego już mężczyzny i zapytałem: "Też to słyszeliście? To prawda?". On spojrzał na mnie, po czym ze spuszczoną głową powiedział "Tak" - i nic więcej, tylko tyle. Chwyciłem za telefon, pośpiesznie wystukałem telefon do Narzeczonej. Nie odpowiada. Kolejna próba. To samo. Dzwonię więc do mamy. Nic. Do taty. Ten sam skutek. Pomyślałem że niedawno zakupiona komórka już szwankuje. Jednak nie to było przyczyną. Zwyczajnie sieć odmówiła posłuszeństwa - tak wielu ludzi dzwoniło do swoich bliskich, dzwoniło gdziekolwiek (!), tylko po to by zadać to samo pytanie które ja zadałem wcześniej panu Bogdanowi: "Czy to prawda?!".
Wróciłem do auta. Radio odbierało już program informacyjny RMF. Słowa które płynęły z odbiornika odejmowały mowę, przyprawiały o łzy. I ja nie mogłem powstrzymać łez. Nawet teraz gdy to piszę, to czuję że oczy robią się wilgotne.
Przyszedł Piotr, mój kolejny kursant. Wiedział już co się stało. Otworzył szeroko drzwi mojego auta tak by mógł słyszeć więcej informacji. Nie myślałem już wtedy o tym że muszę poprowadzić zajęcia, nie myślałem o tym że muszę zająć się pracą, nie potrafiłem ukryć łez... Pamiętam, że w milczeniu podeszliśmy do wózka, zaleciłem mu trenowanie stertowania ładunków. Znów siadłem do auta, które na tą chwilę stało się miejscem w którym przeżywałem to co się wydarzyło. Kolejne informacje, bardzo złe dodajmy: nikt nie przeżył. Tak strasznie zrobiło mi się żal. Koło godziny 12 zadzwoniła moja mama, która dopiero przed momentem dowiedziała się o tym co się stało - po raz kolejny nie potrafiłem opanować łez, przypominam sobie że oboje z mamą płakaliśmy do słuchawki...
Pragnę zaznaczyć, że nie jestem człowiekiem zainteresowanym zbytnio polityką. Wszystko to co przeżyłem, było związane ze stratą ludzi - Polaków, moich Rodaków, ludzi których znałem z telewizji, z których poglądami się zgadzałem, lub też nie. Nie miałem jednak wątpliwości że byli to ludzie ważni i wartościowi. Z mojego punku widzenia (oczywiście nie umniejszam innych Ofiar) wielką stratą jest poseł Gosiewski - wielki orędownik województwa świętokrzyskiego, dla którego zrobił niezwykle dużo. Wydaje mi się że największą Jego zasługą było sprowadzenie właśnie tu, do Kielc, do Świętokrzyskiego Centrum Onkologii specjalistycznego aparatu PET służącego do diagnozy nowotworów. Kolejną osobą, którą pragnę wspomnieć był Wicemarszałek Sejmu - Jerzy Szmajdziński. Zawsze bardzo ciepły, miły, zrównoważony w wypowiedziach, odcinający się od wszelkich afer i pieniactwa. Zabawne, że jeszcze miesiąc temu spotkałem go spacerującego kielecką promenadą. Mijając się z Nim bark w bark pomyślałem - to jest mój kandydat na Prezydenta. Oczywiście składam hołd i zapewniam o pamięci o wszystkich Ofiarach katastrofy - Prezydencie i jego Małżonce, posłach, senatorach, przedstawicielach Rodzin Katyńskich, duchownych, funkcjonariuszach BOR. Wyrazy szacunku kieruję do poległych Żołnierzy, Dowódców - jako osoba, która doznała ciężaru munduru w toruńskiej podchorążówce, jako żołnierz rezerwy solidaryzuję się szczególnie wraz z Nimi. To niepowetowana strata dla naszego Wojska.
Dla mnie - młodego człowieka, wychowanego w duchu chrześcijaństwa i patriotyzmu, cała sytuacja stała się czasem na refleksję, zadumę, smutek. Tym wszystkim uczuciom sprzyjać miała ogłoszona przez władze Żałoba Narodowa. Czy tak się na pewno stało? Owszem telewizja pokazuje tłumy Polaków przed Pałacem Prezydenckim, płaczących ludzi, pokazuje piękne gesty i postawy. I pewnie tak jest że wielu ludzi faktycznie cierpi po tak wielkiej stracie - sam się do nich zaliczam. Nie mogę się jednak pogodzić z faktem, że w ten szczególny czas - czas kiedy cała Ojczyzna powinna się smucić, wielu ludzi - zwłaszcza młodych, zwyczajnie nie potrafi się zachować. Co chwila w relacjach telewizji przewija się człowiek z uśmiechem spoglądający w kamerę, najczęściej rozmawiający przez komórkę - że oto - znalazł się w telewizji. Moje najszczersze gratulacje. W autobusach młodzi ludzie przeklinają sytuację, bo ich ulubione kluby są zamknięte, że odwołane są wszelkie imprezy. Co tu teraz ze sobą zrobić? Polska stała się zupełnie nieatrakcyjna przez ten czas! Moja rada - najlepiej zamrozić się w lodówce i wyjść dopiero gdy się zmądrzeje. I jeszcze jeden przykład, tym razem już z życia akademickiego - a więc przyszłej elity naszego Państwa. Wczoraj odwiedziłem jeden z kieleckich akademików - byłem tam umówiony wraz z Narzeczoną na spotkanie z Duszpasterzem Akademickim. Obraz który tam spotkałem był po prostu żenujący - młodzi ludzie biegający z magazynem piwa, wrzeszczący, bawiący się przy grillu (!)... A w tle płynąca z telewizora w stróżówce żałobna muzyka... Kiedy patrzy się na codzień na takie obrazki, relacje telewizyjne wydają się być jedynie teatrem, jakąś inną rzeczywistością.
A być może jest tak, że to tylko ja jestem jakiś dziwny i nie potrafię się odnaleźć we współczesnym świecie, którego nie interesuje zwyczajne, ludzkie... współczucie. Dziwny ten nasz Kraj, dziwna ta nasza Żałoba...

środa, 7 kwietnia 2010

"Championi del Mundo" - seria szklanek Shell Ferrari

Dzisiejszy post nie będzie modelarski. Pozostanę jednak w kręgu kolekcjonerskim, bo prezentowane przedmioty są niewątpliwą gratką. Mam tu na myśli serię szklanek "Mistrzostwo Ferrari", które możemy otrzymać na stacjach Shell.
Szklanki zobaczyłem po raz pierwszy oglądając blok reklamowy przed otwierającym kalendarz GP Bahrajnu. Od razu wpadły mi w oko i pomyślałem - muszę je mieć :) Po wyścigu włączyłem komputer i zacząłem szukać informacji w jaki sposób mogę je zdobyć. Tak jak się spodziewałem, szklanki są dodatkiem do zakupionej ilości paliwa. Nie małej ilości dodajmy, bowiem 25 l. Jeśli dokonamy zakupu paliwa V-Power, za 1 szklankę przyjdzie nam zapłacić 2,99, natomiast w przypadku innych paliw - 6,99. Przyznacie że to całkiem spore wymagania, dodając to tego fakt, że paliwo na Shell do najtańszych nie należy. Bez dłuższego namysłu postanowiłem zajrzeć na Allegro, gdzie jak prawidłowo przypuszczałem szklanki będą dostępne. Oferowało je kilku sprzedających, zarówno na licytacji jak i "kup teraz". Po raz kolejny mogłem zaobserwować bezmyślność kupujących którzy wylicytowywali zestaw na ponad 100 złotych, podczas gdy na "kup teraz", komplet 6 szklanek można było nabyć za niecałe 50 złotych. Postanowiłem przeczekać nieco sytuację i to się opłaciło. Z czasem zaczęło pojawiać się coraz więcej ofert sprzedaży, a i ceny stały się bardziej atrakcyjne. I tak za cały zestaw zapłaciłem 32 złote plus 12 zł koszt wysyłki (warto dodać że wielu sprzedawców zawyżało i zawyża koszta wysyłki do nawet 25 zł!). Sprzedający miał 5 zestawów, które jak łatwo się domyślić poszły na pniu. Jeden z nich trafił do mnie:



Szklanki są naprawdę piękne - swoim kształtem przypominają wyścigowy puchar - trofeum. Wykonane z grubego szkła, ślicznie zdobione, naprawdę robią wrażenie.










Na szklankach znajdziemy bolidy i daty zdobycia tytułu mistrza świata konstruktorów. Są to kolejno: 1952, 1958, 1961, 1964, 2000, 2007. Jak przystało na oryginalny produkt Ferrari, każda szklanka opatrzona jest hologramem z indywidualnym numerem. Niby nic, a jednak smaczek:) A na dodatek cieszy. Warto dodać że szklanki oferowane są tylko w 7 krajach, tak więc motywacja do ich zdobycia powinna być większa - za kilka lat zestawik będzie na pewno w cenie :)



Myślę że nowa seria kolekcjonerska jest bardzo ciekawa i warto ją mieć. O ile poprzednią inicjatywę Shell'a - modeliki/zabawki firmowane przez Hot Wheels sobie odpuściłem, tak szklanki zdecydowanie polecam, nie tylko fanom Ferrari. To bardzo zgrabne szkło, które idealnie uzupełni witrynę.



Szukającym na Allegro polecam dokładne przejrzenie rynku zanim zdecydujemy się na zakup - szklanek na pewno nie braknie, a zaoszczędzone pieniądze można zawsze przeznaczyć na jakiś fajny model :)
Kolejny wpis już typowo "modelarski" - przypomnę sylwetkę "Latającego Fina" - Miki Hakkinena.