sobota, 29 maja 2010

Ferrari Testarossa

Stworzenie następcy dla Ferrari Boxera nie było rzeczą łatwą. Projektanci mieli bowiem do rozwiązania kilka problemów, które stały się słabością tamtego modelu. Kluczową sprawą było rozwiązanie układu chłodzenia. Dzięki pomysłowości inżynierów, połączonej z wirtuozerią projektantów Pininfariny, w 1984 na salonie w Paryżu można było zobaczyć nowy flagowy okręt Ferrari - Testarossa ("czerwona głowa"). Klinowaty kształt z szerokimi tylnymi burtami, przecinała zaczynająca się już na drzwiach kratownica, która kończyła się przy wlocie chłodnicy. To niezwykłe pomieszanie spokojnej przecież linii z agresywnym designem bocznego profilu wzbudzało mieszane uczucia. Jednak mimo wszystko uważam, że Testarossie nie można odmówić wdzięku.
Do napędu Ferrari posłużył praktycznie ten sam silnik który znalazł się w ostatnich wersjach 512BBi, został on jednak przystosowany do nowych norm. 5 litrowa jednostka z 12 cylindrami osiągała moc 390 KM. Podobnie jak z kwestią silnika miała się rzecz z podwoziem samochodu, które było udoskonaloną wersją poprzednika. Testarossa dodatkowo została bardzo starannie wykona - oprócz pięknego tapicerowanego kokpitu, nad komfortem podróżujących czuwała wydajna klimatyzacja (bolączka poprzednika). Ferrari tym modelem otworzyło w swojej historii zupełnie nowy wymiar - osiągi połączone z luksusem. Testarossa rozpędzała się bowiem do 290 km/h.
Czy ten model odniósł sukces? Pytanie wydaje się być czysto retoryczne. Między 1984 a 1992 sprzedano aż 7.177 tych samochodów, natomiast wynik ten jeszcze się poprawił, po wprowadzeniu unowocześnionej wersji 512TR, która tak naprawdę stała się nowym samochodem.
Ferrari Testarossa była oczywistym celem w mojej kolekcji. Marzeniem był modelik Herpy, jednak jego znalezienie graniczy z cudem. Z zazdrością spoglądałem na modeliki, które w swojej kolekcji posiada Piotr z bloga MiniAutoHobby, ale musiałem obejść się smakiem. Wiedziałem, że modelik Testarossy i to całkiem przyzwoity wyprodukowało IXO, a jego nieco odchudzona wersja znalazła się w gazetkowej serii poświęconej Ferrari. I to właśnie na niej skoncentrowałem swoje poszukiwania.
Pojawiła się na aukcji kolekcjonera, który sprzedawał wszystkie modele z tej serii, jednak praktycznie każdy miał jakieś uszkodzenie. Tak samo było i z Testarossą - miała ułamane lusterko, które gdzieś się zapodziało. Mimo wszystko postanowiłem licytować, w nadziei że jeśli wygram, to brakujący element uda mi się dorobić. Długo prowadziłem, jednak w ostatniej chwili zostałem przelicytowany, a cena ostateczna sięgnęła 46 złotych. Cóż takie rzeczy się zdarzają...
Dokładnie tydzień później, zupełnie od niechcenia wpisałem w wyszukiwarce Allegro frazę "testarossa" i ku mojemu zdziwieniu pojawił się dokładnie ten sam modelik z tym że... zupełnie nowy. Licytacja rozpoczynała się od 45 złotych. Bez zastanowienia postanowiłem wziąć udział w aukcji i ku mojemu zaskoczeniu... wygrałem :) Opłacało się więc poczekać.
Czy model jest ładny? Owszem jest. Ale jak to w każdej edycji wydawniczej, zdarzają się modele lepsze i gorsze. W porównaniu z 360 Modeną, która również pochodzi z tej serii i która jest praktycznie pełną wersją modelika IXO, Testarossa została dość mocno odchudzona. Wnętrze jest zupełnie czarne (choć brawo za charakterystyczną wypolerowaną na "błysk" dźwignie zmiany biegów), występuje kilka niedomalowań, pozbawione wyrazu są felgi, przednie światła nie są dwukolorowe. Na plus zasługuje tył, który bardzo ładnie nawiązuje do oryginału, wyraziste są charakterystyczne "żaluzje" zakrywające światła. Porównując modelik z oryginałem nie mogę zarzucić nic jego bryle, a mimo wszystko brakuje mu jakby tej "lekkości", którą posiada miniaturka Herpy. A może to tylko złudzenie...
Podsumowując, zakup okazał się być bardzo trafny i pozwolił skreślić Ferrari Testarossę z listy modelarskich życzeń. To naprawdę piękny samochód, pozycja obowiązkowa w każdej kolekcji.














Pisząc ten post stałem się posiadaczem równie ciekawej pozycji co Testarossa, mianowicie VW Kombi. Aukcja właśnie się skończyła i smutna "mordka" popularnego "bulika" już wkrótce powinna znaleźć się na mojej półce. Miły akcent na zakończenie dzisiejszego wpisu. Serdecznie pozdrawiam.

P.S Jak zauważyliście pojawiło się nowe logo bloga. Chciałem by Minipasja posiadała swój własny, niepowtarzalny znak. Za jego wykonanie, dziękuję mojemu serdecznemu Koledze - Łukaszowi. Grafika w sposób oczywisty nawiązuje do mojej nieukrywanej zresztą miłości - Formuły 1. Kolory które znajdują się na obudowie silnika to ukłon w stronę malowania "Rothmans", które jest moim ulubionym i w którym największe sukcesy odnosił zespół Williams. Mam nadzieję że się Wam podoba :)

piątek, 21 maja 2010

MG Metro 6r4

Metro 6R4 jest kolejnym pojazdem w którego tworzeniu "maczali palce" inżynierowie z Williams Grand Prix. Mała rajdówka została stworzona specjalnie na potrzeby rajdowej grupy B. Oficjalnej prezentacji tego "potworka" dokonano w maju 1985 roku. Samochód oczywiście posiadał napęd na obie osie, a do napędu posłużył 3 litrowy silnik V6 o konstrukcji zbliżonej do nieśmiertelnego Coswortha DFV. Zaskoczenie mógł stanowić fakt że silnik nie był turbodoładowany tak jak większości B grupowych rywali. Ze wspominanej pojemności uzyskano 380 KM. Wydaje się być to skromnym rezultatem przy niebotycznych wręcz wartościach Delty S4 czy Audi Quattro.
Metro za sprawą mocno rozwiniętego pakietu aerodynamicznego wyglądało niemal kosmicznie i konia z rzędem dla tego, kto rozpoznałby w nim skromnego miejskiego Austina Metro. O ile debiut samochodu był całkiem udany - zajął bowiem 3 miejsce w Lombard RAC Rally (Wielka Brytania) - tak późniejsze starty nie należały już do imponujących. Warto wspomnieć że MG Metro testował również sam Ayrton Senna podczas swojego krótkiego epizodu za kierownicą rajdówek.




MG Metro znalazło się w mojej kolekcji z dwóch powodów - jako że było to auto fascynującej grupy B oraz że zostało stworzone w kooperacji z Williamsem. Modelik to gazetkowa wersja IXO. Jest on poprawnie wykonany, posiada wszystkie detale charakterystyczne dla tego samochodu. Z racji że jest to miniaturka "odchudzona" mamy czarne wnętrze, brakuje również takich elementów jak choćby potężne chlapacze. Wersja pełna jest niezwykle rzadka na polskich serwisach aukcyjnych - ja spotkałem ją bodaj tylko raz, ale było to w momencie kiedy już posiadałem własny egzemplarz, więc zwyczajnie odpuściłem. Model spełnia moje zasadnicze oczekiwanie - przypomina o wspaniałych czasach rajdowej grupy B.















Mimo że MG Metro jest już dawno na emeryturze, to wciąż można spotkać te samochody startujące w amatorskich rajdach. Jest to również chyba jedyne auto tamtych czasów które można łatwo... kupić. Przeglądając sieć natrafiłem na kilka ofert sprzedaży 6R4! To wręcz nie możliwe w przypadku takich aut jak np. Delta S4.

P.S. Wybaczcie mi pewną "lakoniczność" w opisie modeli która ostatnimi czasy wkrada się do bloga, jednak duża liczba obowiązków i sporo pracy, uniemożliwia mi solidne podejście do pisania. Mam nadzieję że wkrótce ta tendencja ulegnie zmianie. Tymczasem pozdrawiam wszystkich Czytelników i zapraszam do kolejnej odsłony w której znajdzie się... włoszczyzna :)

sobota, 15 maja 2010

Lancia Delta S4

Tak jak obiecałem, w dzisiejszym poście pokazuję jedno z najwspanialszych B grupowych rajdowych "dzieł sztuki". Delta S4 pojawiła się jako następca 037. Lancia chcąc pozostać konkurencyjną w "zwariowanej" grupie B musiała stworzyć auto, które dzielnie stawi czoła swoim czteronapędowym konkurentom. I tak się właśnie stało. Niesamowita S4, wyposażona w ogromne turbosprężarki osiągała "oficjalnie" 550 KM, co przy wadze zaledwie 890 kg, rozpędzało ją do 100 km/h w zaledwie... 2,3 sekundy! Takie osiągi stawiały ją nie tylko na równi z Audi Quattro S1, ale również... bolidami F1! Warto wspomnieć w tym miejscu słynne już okrążenie Delty S4 na portugalskim torze F1 - Estoril, którego czas uplasowałby ją na 6 miejscu do startu wyścigu Grand Prix.
Debiut Delty S4 przypadł na ostatnią eliminację sezonu 1985, a więc rajd Wielkiej Brytanii. Pierwszy występ i od razu sukces - Henri Toivonen zameldował się jako pierwszy na mecie. Początek sezonu 1986 był równie imponujący - 3 Delty S4 obsadziły całe podium już w pierwszym rajdzie. Zapowiadało się że S4 stanie się straszliwą bronią w walce o mistrzowski tytuł. Przełom nastąpił podczas rajdu Korsyki. Potężna Delta S4 prowadzona przez Toivonena wypada z krętej trasy, po czym uderza w drzewo i zmienia się w kulę ognia. Zdarzenie wygląda makabrycznie. Służby ratunkowe które dotarły na miejsce tragedii natrafiają już wyłącznie na ocalałe szczątki ramy pojazdu. Kierowca i pilot - giną tragicznie w płomieniach. Ten incydent przesądził o losach rajdowej grupy B, która została zamknięta wraz z końcem sezonu 1986.
Modelik Delty S4 znajdował się w ścisłej czołówce poszukiwanych przeze mnie modeli. Kilkakrotnie licytowałem modelik IXO/Altaya, jednak za każdym razem aukcje przegrywałem. O "pełnej" wersji rajdowej Lancii nawet nie marzyłem. Okazja do jej kupna pojawiła się całkiem niedawno. Udało mi się ją "trafić" na aukcji tego samego kolekcjonera od którego zakupiłem BMW M3. Modelik w pełnej wersji od razu wzbudził moje zainteresowanie. Pechowo aukcja kończyła się w niedzielę, akurat wtedy gdy wybierałem się wraz z rodziną do Lublina, na chrzest synka mojej siostry. Byłem jednak zdeterminowany, by aukcję wygrać i przed samym wyjściem z domu zalicytowałem model na 100 złotych. Byłem pewny, że wyjściowa cena (mimo braku podstawki i gablotki do modelu) - 30 złotych zostanie przekroczona. Po powrocie do domu okazało się, że stałem się właścicielem Lancii za 46 złotych. To bardzo dobra cena, tym bardziej że aukcje z wersjami "gazetkowymi" kończyły się podobnymi sumami.
Modelik robi naprawdę dobre wrażenie - posiada wszystkie charakterystyczne dla rajdowej Lancii detale. Dodatkowo bardzo ładnie prezentuje się silnik widoczny przez tylną szybę. Zastrzeżenia można mieć do kalkomanii, która miejscami położona jest niechlujnie. Oczywiście model wygląda sporo gorzej niż choćby HPI, jednak mnie jego jakość w zupełności wystarcza. Idealnie uzupełnił część kolekcji poświęconej rajdówkom z grupy B. Był również brakującym ogniwem pośród rajdowych Lancii. Wspaniałe to były czasy!























Z racji, że żal rozstawać mi się z klimatem rajdowej grupy B, w kolejnym poście przypomnę inne auto tamtej ery - MG Metro. Serdecznie zapraszam.

czwartek, 6 maja 2010

Lancia 037 Rally

Rajdowa Lancia powstała jako projekt mający zagrozić pozycji Audi wraz z jego napędem Quattro. Nazwa 037 wzięła się od tradycyjnej numeracji pojazdów budowanych przez Abartha. Za bazę wzięto model Beta Montecarlo, z racji jego dobrych właściwości aerodynamicznych oraz dobrej koncepcji nadwozia, umożliwiającej szybką wymianę przodu oraz tyłu auta. Oficjalna premiera samochodu miała miejsce w grudniu 1981 roku.
Sercem 037 być może nieco z braku czasu, został zaadaptowany z Fiata 131 Abarth motor o pojemności 2 l. z szesnastoma zaworami oraz ogromną sprężarką Volumex. Waga pojazdu zamykała się w niecałych 1000 kg, co przy mocy około 300 KM (różne źródła podają sprzeczne informacje, tak więc uśredniam:) dawało świetne osiągi. W swojej wypowiedzi na temat tego auta, Walter Rohrl rozpływał się nad zaletami silnika i podwozia, puentując że zwyczajnie "żal je opuszczać". Trudno nie przyznać mu racji.
037 odniosła bardzo wiele sukcesów w swojej rajdowej karierze, wliczając w to mistrzostwo świata konstruktorów w 1983. Inne znaczące tytuły to mistrzostwo Europy oraz Włoch, które wywalczył Milky Biasion. I to właśnie ten modelik, w barwach "TOTIP" prezentuję.
Żywot 037 na rajdowych trasach był krótki ale bardzo udany. Lancia stawiła czoła czteronapędowym rywalom, jednak nie mogło to trwać w nieskończoność, dlatego Fiat miał już w rękawie kolejną kartę - Deltę S4.
037 posiadam już dość długo w kolekcji. Jest to wylicytowany niegdyś za 51 złotych modelik od IXO/Altaya. Obecnie, gdy rynek jest już nasycony, taką miniaturkę można kupić sporo taniej. Większy jest również wybór. Dużą część stanowią bowiem piękne modele od HPI.
Sam model ma poprawną bryłę i ładnie nałożone kalki. Występuje standardowe dla tych modelików czarne wnętrze. W modeliku 037 jest to tym bardziej rzucające się w oczy gdyż przez tylną szybę można oglądać silnik - i ten jest również jest zupełnie czarny. W "pełnym" IXO ta rzecz jest dużo bardziej dopracowana. Ogólnie rzecz biorąc w oczy rzuca się "ubogość" modelu. Mimo wszystko decyzji o zakupie nie żałuję, tym bardziej że w tamtym czasie nie bardzo było z czego wybierać. Być może kiedyś zamienię go na przepięknie wykonane HPI. Choć jeszcze raz powtórzę że modeliki od IXO/Altaya, mają swój urok.












037 jest uzupełnieniem moich rajdowych Lancii, a więc Delty S4, Delty i Stratosa. Wszystkie 4 modeliki bardzo mi się podobają mimo pewnych niedoskonałości i przypominają mi czasy, kiedy marka Lancia nie kojarzyła się z ekskluzywnymi samochodami wożącymi VIP-ów, lecz zaawansowanymi technologicznie pojazdami rajdowymi. Idąc za ciosem, w kolejnym wpisie przyjrzymy się Delcie S4, którą całkiem niedawno udało mi się zdobyć.

P.S. Dziękuję wszystkim za komentarze. Bardzo cieszę się że jest grupa Czytelników którzy nie tylko oglądają zdjęcia, ale również czytają to co piszę oraz wchodzą w dyskusję. To bardzo miłe.

niedziela, 2 maja 2010

Bez gwiazdy nie ma jazdy - Mercedes 350SL


Zaskakujące, ale to już 50 - ty wpis na moim blogu. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, że Minipasja się rozwinie, że będzie miała tylu Czytelników i że w ogóle - uda mi się regularnie publikować posty. Pragnę podziękować wszystkim, którzy mój blog odwiedzają i czytają, dziękuję również tym osobom, z którymi nawiązałem współpracę, wymieniłem poglądy i zdobyłem cenne, modelarskie doświadczenie. Nie mogę zapomnieć również o zagranicznych Kolegach - kolekcjonerach, którzy ostatnio coraz częściej odwiedzają mój blog. Dziękuję Wam wszystkim!
Z racji, małego "jubileuszu" postanowiłem zaprezentować wyjątkowy modelik.
350 SL zadebiutował w 1971 roku jako następca modelu W113 (pamiętnej "Pagody"). Już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć że mimo podobnej koncepcji, były to zupełnie inne auta. R107 miał dynamiczniejszą, bardziej zadziorną sylwetkę, okraszoną jednak dużą dozą elegancji. W kilka minut z dostojnego coupe zmieniał się w pięknego roadstera. Do dyspozycji użytkownika pozostawiono składany brezentowy dach, lub lekki dach sztywny demontowany jako całość. Warto wspomnieć, że bardzo podobną konstrukcją był zaprezentowany nieco później 350 SLC, jednak było to już nieco dłuższe, "pełne" coupe. Głównym rynkiem zbytu Mercedesów były oczywiście Stany Zjednoczone, stąd drobne różnice w egzemplarzach sprowadzonych z za oceanu. W oczy rzucają się przede wszystkim 4 okrągłe, przednie reflektory. Jednak zmiany idą nieco dalej ingerując w silnik i zawieszenie.
Wnętrze, jak przystało na Mercedesa wykonane zostało przy użyciu najlepszych materiałów. Spoglądając dziś na deskę Mercedesa można odnieść wrażenie, że mimo upływu czasu nie straciła wiele ze swojej świeżości, a jej reinterpretację odnajdziemy w modelu CLK W209.
Oglądając niewielkie w sumie nadwozie Mercedesa 350 SL można się zastanawiać, czy aby na pewno jest to auto szybkie. Odpowiedź brzmi: tak. Pod maską znajdziemy silniki o pojemnościach grubo ponad 3 litry (pomijając "kryzysową" jednostkę 2,8) o mocach od 170 do 240 KM.
Mercedes przetrwał w produkcji bardzo długo, bo aż 18 lat. W ciągu jego produkcji dokonywano jedynie drobnych zmian kosmetycznych. Następca, model R129 mimo, że również jest "pełnokrwistym" przedstawicielem gatunku, nie budzi takich emocji. Osobiście uważam 350 SL za jeden z najpiękniejszych samochodów jakie kiedykolwiek wyprodukowano.
Z racji powyższego, modelika nie mogło zabraknąć w mojej kolekcji. Wybór jest spory, zarówno jeśli chodzi o producentów, jak i wersje samego 350 SL. Do zakupu miniaturki podchodziłem kilkakrotnie. Początkowo miałem ochotę na prosty modelik od DelPrado. Parę razy brałem udział w licytacjach na Allegro, jednak zawsze je przegrywałem. Sporadycznie pojawiły się również modele od Minichamps czy IXO - jednak ich cena była naprawdę wysoka. Cóż, w końcu mamy do czynienia z niebanalnym samochodem... Mijał bardzo długi okres, a 350 ciągle nie gościł na mojej półce... Aż pewnego dnia na Allegro pojawił się modelik wydany przez IXO/Altaya z serii poświęconej Mercedesowi. Uważnie przejrzałem w sieci jego zdjęcia - z pomocą przyszła strona na której znalazłem bogatą galerię modeli gazetowych (link na końcu posta, polecam!). Wyglądało na to, że miniaturka nie straciła wiele w porównaniu z pełnym modelem IXO, a nawet zyskała - piękny granatowy metalizowany lakier (pełne IXO - zieleń). Z resztą myślę że Mercedes nie zgodziłby się na wydanie tandety, którą firmuje swoim logo i nazwą. Stąd 350 od Altaya wygląda niczym ten sam modelik który możemy kupić w sklepie za około 100 złotych. Różnice są nieznaczne - brakuje malowania elementów chromowanych przy dachu, nieco mniej dokładne jest również wnętrze. Poza tym - miniaturka wygląda wspaniale. Jest ładnie wydana na podstawce, wraz z wkładką do gablotki ze zdjęciem i danymi technicznymi modelu. Jakość spasowania poszczególnych elementów nie budzi większych zastrzeżeń (nieco krzywa jest jedna tylna lampa).
Za modelik zapłaciłem z przesyłką niecałe 60 złotych, tak więc oszczędność jest całkiem spora. Uznaję to za dobrą inwestycję, gdyż model znajdował się bardzo wysoko na mojej liście życzeń, a jego zdobycie trwało... myślę że jakieś dwa lata :) I to właśnie jest kwintesencją kolekcjonowania modeli - marzenia.
W następnym wpisie Lancia 037.



















Polecam zapoznanie się ze stroną: http://cntrois.over-blog.com/categorie-982471.html
Znajdziecie tam mnóstwo zdjęć modeli które pojawiły się w seriach gazetowych. Czasem warto obejrzeć coś przed zakupem :)