Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ferrari. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ferrari. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 24 października 2016

#KeepFightingMichael

Bardzo długo zastanawiałem się jak powinien wyglądać pierwszy wpis po moim "urlopie". Pokazać jeden model to chyba zbyt mało by ponownie zachęcić kogoś by tu zajrzał. Postanowiłem więc że zaprezentuję moją kolekcję gadżetów związaną z jedną z ikon Formuły 1. Wiele osób uważa go za najwybitniejszego kierowcę w historii, inni twierdzą że jest jedynie najbardziej utytułowanym. A co myślę ja? Mój stosunek do Michaela Schumachera zmieniał się na przestrzeni lat od totalnej obojętności, poprzez niechęć, aż do nabrania ogromnego szacunku. "Schumi" zebrał na swoim koncie 7 tytułów Mistrza Świata Formuły 1. Tak powiedzą jego fani. Krytycy zaś zauważą że pierwszy tytuł zdobył w atmosferze skandalu i jazdy "nielegalnym" bolidem, kolejne zaś przypadły mu niejako na fali dominacji zespołu dla którego się ścigał. Ja nie chcę opowiadać się po żadnej ze stron. Dla mnie Michael to kierowca, który porwał za sobą ludzi, zmotywował ich do działania i odnoszenia sukcesu. W końcówce lat 90 i początku 2000 Ferrari równało się Michael Schumacher. Po jego odejściu stajnia z Maranello nadal nie może powrócić na szczyt. A przecież posiadała w swoich szeregach Fernando Alonso czy obecnie Sebastiana Vettel'a (który chyba nie jest w stanie udźwignąć splendoru po swoim rodaku). Jazda dla dla Mercedesa w "nowej" F1 nie była dla Michaela najlepszym posunięciem. Wizerunkowo bardzo ucierpiał. Wielki Mistrz dostał baty od chłopców którzy uczyli się ścigać na PlayStation. Tak mówiono... 
Wpadek który przydarzył się Schumacherowi sprawił że postanowiłem przyjrzeć się jego postaci i nieco zreflektować swoją opinię na jego temat. Teraz doceniam jego ciężką pracę jaką włożył w to by dumnie nosić 7 gwiazdek na swoim kasku. Do F1 trafił na "wariata" porzucając kokpit Mercedesa DTM. I była to to jedna z lepszych rzeczy jaka przytrafiła się Formule 1.
Bardzo chcę wierzyć że jeszcze zobaczymy Michaela uśmiechniętego.

Tymczasem przyjrzyjmy się co udało mi się zachomikować :) Na pierwszy ogień coś czego jeszcze na blogu nie pokazywałem. Tadam! Koszula. Sezon 2000 - pierwszy tytuł z Ferrari.  Jest to produkt z oficjalnej kolekcji MS, nie zaś zespołu z rozbrykanym konikiem i próżno tam szukać jego logo. Jedynym łącznikiem pozostaje więc kolor czerwony. Wszystkie loga sponsorów są oczywiście wyszywane.


Kolejna rzecz to wspaniała figurka, również z oficjalnej kolekcji gadżetów, pochodzi z 1998 roku. Tak więc przeleżała w oryginalnym pudełku 18 lat! Myślę że pozostanie tam nadal :) 


Pora na pluszaki. I tutaj ciekawa historia - udało mi się je odkupić za grosze na jednym z portali ogłoszeniowych. Sprzedawała je pewna Pani, której dziecko już się nimi znudziło. Maskotki były dosyć intensywnie użytkowane o czym świadczyły obcięte spodnie kombinezonu u jednego z pluszaków, czy rozprucia materiału. Po praniu nabrały wyraźnie blasku, a po wizycie u krawcowej również należytego wyglądu. Sprytna mama nawet postanowiła wyhaftować swojej pociesze imiona maskotek na pasku kombinezonu. Chcąc zachować oryginalny charakter pamiątek usunąłem to rękodzieło choć muszę przyznać że było to urocze :) Przy odrobinie czasu postaram się jeszcze wymienić automaty suwaka na nowe, bez odprysków lakieru. Trzeba w tym punkcie pochwalić jakość oficjalnych gadżetów wyprodukowanych przez firmę Pole Position Marketing (firma należała do Wili Webbera - managera MS) - maskotki mimo przypuszczam ostrego traktowania przez małego adepta wyścigów zachowały swoje kształty, żadna z reklam na kombinezonie się nie zniszczyła.


No to teraz pora na to na co wszyscy czekają - modele :) Choć posiadanie miniatury wyścigówki za której sterami zasiadał Michael Schumacher nie jest jakimś wielkim kolekcjonerskim wyczynem, tak ograniczenie się do nietypowej skali 1:64 już tak. Perełką jest oczywiście piękne kartonowe wydanie Benettona B193. Wszystkie modeliki to PMA. Nie są jakieś bogate w detale, ale mają swój charakter i "pachną" latami 90 - tymi. Świetna rzecz.

Ważnym elementem w moich zbiorach stała się również literatura. W moim posiadaniu znajduje się piękny album ilustrujący sezon 1994 wykonaniu Benettona. Wspaniałą rzeczą jest poświęcenie pierwszych stron nieodżałowanemu Ayrtonowi Sennie. Zdjęcia są piękne, całość zawarta jest w twardej oprawie, papier oczywiście kredowy. Nie sposób to opisać.


I kolejny album. I kolejne wspaniałe zdjęcia. Wspaniałe wspomnienia. Zwróćcie uwagę na fotografię na której Schumacher ogląda kolekcję swoich gażdzetów :)

Kończąc wypada mi napisać - Mistrzu wracaj do nas szybko! 

środa, 24 listopada 2010

Prezent dla małego Fana... i jego Tatuśka ;)

Kiedy mam zrobić komuś prezent, zawsze staram się by był oryginalny. Ponad pół roku temu zostałem ojcem chrzestnym synka mojej siostry. Mały Antek - bo o nim mowa, już jako pół roczne dziecko otrzymał ode mnie bluzę Puma Ferrari, którą nosił (i nosi) dzielnie, mimo że ciągle jest trochę za duża ;) Cóż, gdy dorośnie będzie nieco łatwiej dobrać dla niego odzież sportową. Z racji że zbliża się pierwsza rocznica urodzin Małego, po uzgodnieniu z jego mamuśką doszliśmy do wniosku że najlepszym prezentem będzie fotelik. Antek jest wielkim entuzjastą podróży samochodowych. W zasadzie tylko wtedy jest spokojny :) By maksymalnie umilić mu podróż, a przy tym zachować motoryzacyjny klimat, postanowiłem że fotelik nie może być po prostu "fotelikiem". Powinien być gadżetem, który oprócz tego że jest funkcjonalny i bezpieczny - dobrze wygląda. Badanie rynku zacząłem od fotelików RECARO. Firma produkuje przecież fantastyczne wyczynowe fotele, tak więc w dziedzinie fotelików dla dzieci również powinni być liderem. I rzeczywiście - każdy model z pod znaku Recaro prezentuje się świetnie, jest niesamowicie starannie wykonany i zapewnia wysoki poziom ochrony. Mają one jednak zasadniczą wadę - cenę. Mówi się, że bezpieczeństwo naszych milusińskich jest bezcenne i to oczywiście prawda. Ale zastanówmy się. Fotelik Recaro kosztuje około 900 zł. Ile z tego "stanowi" bezpieczeństwo a ile sama marka?
Rozglądając się dalej znalazłem mojego faworyta. Spełniał wszystkie wymagania. Fotelik z pod znaku "brykającego konika" produkowany jest we Francji (nie Chinach!) przez firmę TEAMTEX. Do wyboru mamy kilka wersji. Najciekawszą dla oka są zdecydowanie nosidełka z fotelikami w jednym. Antek ma już jednak ten "okres rozwojowy" za sobą więc najbardziej optymalnym wyborem okazał się fotelik Beline Furia przeznaczony dla dzieci o wadze 9-36 kg. Co ciekawe fotelik posiada tak dużą "pojemność" wagową dzięki szerokim możliwościom jego regulacji. I tak dla małych dzieci mamy specjalną wkładkę z 5-cio punktowymi pasami zapinanymi w sposób rodem z aut wyczynowych. Prawda że wspaniale? :) Dodatkowo system posiada brzęczyk informujący o rozpinaniu pasa. Przydatne, np. gdy nasze dziecko należy do tych bardziej ciekawych świata. Wraz ze wzrostem pociechy, wkładkę można wyjąć, a do zapinania używać pasów w samochodzie. Regulowany na wysokość zagłówek dodatkowo zapewnia wygodę oraz bezpieczeństwo. Całość jest bardzo ładnie zgrana kolorystycznie, a materiał którym obito fotelik jest dobrej jakości - to welur podszyty miękka gąbką. Nie bez znaczenia są wysokiej jakości hafty znaczka Ferrari i sam napis na siedzeniu. Cała ta przyjemność kosztowała 349 złotych. Sami więc zdecydujcie czy warto.
Zakup fotelika przyniósł mi kilka problemów. Sprzedający u którego zamówiłem ten prezent początkowo przysłał mi nie ten model co trzeba. Owszem również był to fotelik Ferrari jednak przeznaczony dla większych dzieci, bez wkładki z pasami. Na jednym ze zdjęć również przedstawiam ten fotel w ramach porównania. Po mojej interwencji przysłano mi właściwy produkt, jednocześnie nie zabierając starego... No to mam dwa :D Ale uczciwość zwyciężyła i po tym nieporozumieniu zaraz skontaktowałem się ze sprzedającym, a ten powiedział że przyśle kuriera po "błędny" fotelik. No cóż... może zapomni ;)
Podsumowując - myślę że prezent mi się udał. Co prawda Antek nie miał jeszcze możliwości dopasowania się do niego, jednak sądzę że większych problemów nie będzie. A tak swoją drogą - czy nie uważacie że takie gadżety sprawiają więcej frajdy "tatuśkom" niż ich pociechom? :) Dla mnie odpowiedź jest oczywista - jasne że tak!





















Przy okazji dzisiejszego wpisu chciałem jeszcze pokazać zdjęcia Audi Quattro Sport E2 po drobnej modernizacji wnętrza. Modelik opisywałem już dość dawno, był to bodaj pierwszy "modelarski" post na tym blogu. Miniaturka dostała całkowicie białe wnętrze oraz kalki pasów na fotelach. Tym samym "zbliżyła się" do pełnej wersji IXO.





Wielkimi krokami zbliża się do nas okres zimowy. Mikołaj tuż tuż. Wszystkim Czytelnikom, życzę by zamiast rózgi pod poduszką, znaleźli tam wymarzone modele :)

sobota, 29 maja 2010

Ferrari Testarossa

Stworzenie następcy dla Ferrari Boxera nie było rzeczą łatwą. Projektanci mieli bowiem do rozwiązania kilka problemów, które stały się słabością tamtego modelu. Kluczową sprawą było rozwiązanie układu chłodzenia. Dzięki pomysłowości inżynierów, połączonej z wirtuozerią projektantów Pininfariny, w 1984 na salonie w Paryżu można było zobaczyć nowy flagowy okręt Ferrari - Testarossa ("czerwona głowa"). Klinowaty kształt z szerokimi tylnymi burtami, przecinała zaczynająca się już na drzwiach kratownica, która kończyła się przy wlocie chłodnicy. To niezwykłe pomieszanie spokojnej przecież linii z agresywnym designem bocznego profilu wzbudzało mieszane uczucia. Jednak mimo wszystko uważam, że Testarossie nie można odmówić wdzięku.
Do napędu Ferrari posłużył praktycznie ten sam silnik który znalazł się w ostatnich wersjach 512BBi, został on jednak przystosowany do nowych norm. 5 litrowa jednostka z 12 cylindrami osiągała moc 390 KM. Podobnie jak z kwestią silnika miała się rzecz z podwoziem samochodu, które było udoskonaloną wersją poprzednika. Testarossa dodatkowo została bardzo starannie wykona - oprócz pięknego tapicerowanego kokpitu, nad komfortem podróżujących czuwała wydajna klimatyzacja (bolączka poprzednika). Ferrari tym modelem otworzyło w swojej historii zupełnie nowy wymiar - osiągi połączone z luksusem. Testarossa rozpędzała się bowiem do 290 km/h.
Czy ten model odniósł sukces? Pytanie wydaje się być czysto retoryczne. Między 1984 a 1992 sprzedano aż 7.177 tych samochodów, natomiast wynik ten jeszcze się poprawił, po wprowadzeniu unowocześnionej wersji 512TR, która tak naprawdę stała się nowym samochodem.
Ferrari Testarossa była oczywistym celem w mojej kolekcji. Marzeniem był modelik Herpy, jednak jego znalezienie graniczy z cudem. Z zazdrością spoglądałem na modeliki, które w swojej kolekcji posiada Piotr z bloga MiniAutoHobby, ale musiałem obejść się smakiem. Wiedziałem, że modelik Testarossy i to całkiem przyzwoity wyprodukowało IXO, a jego nieco odchudzona wersja znalazła się w gazetkowej serii poświęconej Ferrari. I to właśnie na niej skoncentrowałem swoje poszukiwania.
Pojawiła się na aukcji kolekcjonera, który sprzedawał wszystkie modele z tej serii, jednak praktycznie każdy miał jakieś uszkodzenie. Tak samo było i z Testarossą - miała ułamane lusterko, które gdzieś się zapodziało. Mimo wszystko postanowiłem licytować, w nadziei że jeśli wygram, to brakujący element uda mi się dorobić. Długo prowadziłem, jednak w ostatniej chwili zostałem przelicytowany, a cena ostateczna sięgnęła 46 złotych. Cóż takie rzeczy się zdarzają...
Dokładnie tydzień później, zupełnie od niechcenia wpisałem w wyszukiwarce Allegro frazę "testarossa" i ku mojemu zdziwieniu pojawił się dokładnie ten sam modelik z tym że... zupełnie nowy. Licytacja rozpoczynała się od 45 złotych. Bez zastanowienia postanowiłem wziąć udział w aukcji i ku mojemu zaskoczeniu... wygrałem :) Opłacało się więc poczekać.
Czy model jest ładny? Owszem jest. Ale jak to w każdej edycji wydawniczej, zdarzają się modele lepsze i gorsze. W porównaniu z 360 Modeną, która również pochodzi z tej serii i która jest praktycznie pełną wersją modelika IXO, Testarossa została dość mocno odchudzona. Wnętrze jest zupełnie czarne (choć brawo za charakterystyczną wypolerowaną na "błysk" dźwignie zmiany biegów), występuje kilka niedomalowań, pozbawione wyrazu są felgi, przednie światła nie są dwukolorowe. Na plus zasługuje tył, który bardzo ładnie nawiązuje do oryginału, wyraziste są charakterystyczne "żaluzje" zakrywające światła. Porównując modelik z oryginałem nie mogę zarzucić nic jego bryle, a mimo wszystko brakuje mu jakby tej "lekkości", którą posiada miniaturka Herpy. A może to tylko złudzenie...
Podsumowując, zakup okazał się być bardzo trafny i pozwolił skreślić Ferrari Testarossę z listy modelarskich życzeń. To naprawdę piękny samochód, pozycja obowiązkowa w każdej kolekcji.














Pisząc ten post stałem się posiadaczem równie ciekawej pozycji co Testarossa, mianowicie VW Kombi. Aukcja właśnie się skończyła i smutna "mordka" popularnego "bulika" już wkrótce powinna znaleźć się na mojej półce. Miły akcent na zakończenie dzisiejszego wpisu. Serdecznie pozdrawiam.

P.S Jak zauważyliście pojawiło się nowe logo bloga. Chciałem by Minipasja posiadała swój własny, niepowtarzalny znak. Za jego wykonanie, dziękuję mojemu serdecznemu Koledze - Łukaszowi. Grafika w sposób oczywisty nawiązuje do mojej nieukrywanej zresztą miłości - Formuły 1. Kolory które znajdują się na obudowie silnika to ukłon w stronę malowania "Rothmans", które jest moim ulubionym i w którym największe sukcesy odnosił zespół Williams. Mam nadzieję że się Wam podoba :)