sobota, 20 lutego 2010

Zmiana modelika ---> BMW 320i 1996 BTCC Team Schnitzer

Swego czasu opisywałem na blogu miniaturkę BMW 320i Team Isert wydaną przez Minichamps. Jak pamiętacie modelik niezbyt mi zaimponował, ze względu na irytujące błędy. Dość szybko więc postanowiłem się z nim rozstać - nowym nabywcą stał się jeden z członków internetowego klubu BMW. Co ciekawe, całkiem niedawno natrafiłem w internecie na klubowe forum gdzie prezentował on swoje modeliki. Kolekcja naprawdę piękna i imponująca. Znalazło się w niej również rzeczone BMW 320i. Nowemu nabywcy najwyraźniej niedociągnięcia nie przeszkadzają i jest z niego bardzo zadowolony. Modelik miał jeden niezaprzeczalny atut - malowanie - bardzo charakterystyczne dla wyścigowych "Beemek".
Po rozstaniu z modelikiem nie przypuszczałem że jeszcze kiedykolwiek uda mi się znaleźć wyścigową miniaturkę 320i. Są to raczej rzadkie okazy. Nie miałem również przekonania do produktu od Minichamps. Jednak ostatnio trafiła się możliwość ponownego zakupu i po krótkim namyśle zdecydowałem się znów na model od PMA. Nowy modelik pochodzi z brytyjskiej serii BTCC z roku 1996. Kierowcą jest Joachim Winkelhock - postać bardzo znana i ceniona w świecie motorsportu. Po nieudanej próbie zaistnienia w F1 poświecił się zupełnie wyścigom aut turystycznych.
Lata '90 były bardzo owocne jeśli chodzi o "narodowe" serie wyścigowe. Bardzo chętnie angażowali się w nie producenci oraz sponsorzy. Osobiście uważam ten okres za "złotą erę" wyścigową. W internecie natrafiłem na bardzo ciekawą dokumentację zdjęciową dotyczącą wyścigów z tamtych lat. Zachęcam gorąco do zajrzenia pod poniższe linki (proszę skopiować i wkleić w przeglądarkę):
http://speedhunters.com/archive/2009/01/02/retrospective-gt-gt-btcc-super-touring-years-pt-1.aspx
http://speedhunters.com/archive/2009/01/12/retrospective-gt-gt-btcc-super-touring-years-pt-2.aspx
W części drugiej znajduje się kapitalne zdjęcie walczących Winkelhocka w prezentowanym BMW oraz Menu i Hoya w Renault Lagunach. Swoją drogą bardzo żałuję że nie udało mi się nabyć modelika Renault Laguny przygotowywanej przez zespół Williams do zawodów BTCC - okazję taką miałem kilka lat temu - niestety aukcję przegrałem, a od tamtej pory modelik więcej się nie pojawił.
Co do samego BMW 320i - o ile posiada on również błędy poprzednika, tak nie można nie zwrócić uwagi na fakt że jest on lepiej złożony "do kupy" przez co nie są one aż tak rażące jak u modelika z '98. Ponadto zapłaciłem za niego o połowę mniej, dlatego tym razem jest to cena zupełnie adekwatna do jakości i śmiało mogę powiedzieć że miniaturka bardzo mi się podoba. Dla porównania prezentuję również zdjęcia oryginału pędzącego po torze, tak byście sami ocenili na ile jest on z nim zgodny:)



















czwartek, 18 lutego 2010

Trudny start - BAR 01 Supertec Testcar 1999 / J. Villeneuve

Historia zespołu BAR (British American Racing) rozpoczęła się w 1998 roku kiedy to koncern tytoniowy BAT (British American Tobacco) wykupił podupadający już zespól Tyrell. Sezon '98 stajnia ukończyła jeszcze pod starą nazwą, jednak kolejne lata miały przynieść ogromne zmiany. Projekt nadwozia na rok 1999 został stworzony wraz z firmą Reynard, specjalizującą się w budowie różnego rodzaju maszyn wyczynowych. Kluczem do sukcesu miał stać się sprowadzony do zespołu z Williamsa mistrz świata z roku '97 - Jaques Villeneuve. Buńczuczne wypowiedzi Kanadyjczyka o chęci zbudowania silnego zespołu miały drugie dno - ogromne honorarium. Oczywiście BAR potrzebował takiego zawodnika jak J.V. - doświadczonego, potrafiącego rozwijać auto. Na dodatek jego przeszłość z mistrzowskim przecież Williamsem, była nieoceniona. Partnerem J.V. został debiutant - Ricardo Zonta.
Pierwszy bolid BAR, napędzany silnikiem Supertec (stare Renault) stał się rozpoznawalny nie tylko dlatego że był konstrukcją bardzo nieudaną i awaryjną. Włodarze zespołu chcieli bowiem wprowadzić do F1 modę niczym zza oceanu - podczas prezentacji każdy z bolidów pomalowany został w barwy różnych sponsorów.



Na takie rozwiązanie, które już od lat funkcjonowało w amerykańskiej serii CART, nie przystały jednak władze Formuły 1. Ostatecznie, malowanie bolidu przedzielono charakterystycznym suwakiem - z jednej strony pojawiło się logo marki Lucky Strike, z drugiej zaś logo 555.



Pierwszy sezon startów ekipy BAR pod własnym szyldem okazał się tragiczny. Stajnia nie zdobyła żadnego punktu. Kierowcy nie zostali łącznie sklasyfikowani aż 21 razy! Najczęstszą przyczyną był psujący się bolid, jednak zarówno mistrz świata z '97, jak i debiutujący Zonta nie ustrzegli się błędów na torze. Najwyższą lokatę dla zespołu wywalczył tester Mika Salo, zastępujący kontuzjowanego po wypadku Zontę.
Miniaturka którą prezentuję jest wczesną (choć bardzo podobną) wersją bolidu o nazwie 001. Pomalowana jest w zupełnie inne barwy niż te pokazane podczas oficjalnej prezentacji.



Zasadniczo jedynym znakiem rozpoznawalnym jest charakterystyczna koniczynka - logo tytoniowego giganta. Modelik wyprodukowała oczywiście firma Minichamps. Jest on niezwykle rzadkim okazem, podobnie z resztą jak wersja wyścigowa ("suwak"). Kupiłem go dosyć dawno, jeszcze w czasach gdy nasz kraj nie był ogarnięty manią F1, a tylko prawdziwi kibice wiedzieli kim jest Robert Kubica. Miniaturka to niekwestionowana perełka. Wykonanie typowe dla Minichampsów - jeśli chodzi o modele bolidów firma zazwyczaj ustrzega się wpadek.















Po cichu marzy mi się miniaturka w malowaniu z "suwakiem". Byłaby fajnym uzupełnieniem dla wersji testowej. Nie spotkałem jednak nigdy bolidu BAR 001 w skali 1:43 na rodzimym Allegro. Coż, trzeba być cierpliwym:)

Tak "ad rem", chyba pozazdrościłem kolekcji jednemu z Kolegów blogerów i postanowiłem dokonać malej restrukturyzacji w szeregach mojej kolekcji. Pod młotek poszły więc modele które trafiły tutaj raczej przypadkowo, a więc przeróżne DelPrado czy inne dziwadła. Mam nadzieję że w ich miejsce pojawią się wkrótce bardziej wartościowe modele. Pozdrawiam serdecznie!

środa, 10 lutego 2010

Miała być "jakość" a wyszło "jakoś" - Williams Showcar 2006 (FW27)

Do modelika Williamsa sięgam nieprzypadkowo. Od nowego sezonu w wyścigówkach z Grove ponownie zagrają jednostki Cosworth. Ostatnim bolidem z takim napędem był FW28 z sezonu 2006.
2005 był końcowym rokiem długoletniej współpracy pomiędzy BMW a Williamsem. Obie firmy osiągnęły w tym czasie wiele sukcesów, wliczając w to wicemistrzostwo konstruktorów w roku 2002. BMW promowało swoją markę w świecie F1 pod szyldem Williamsa - zapłaciło nawet grube pieniądze by człon "BMW" znajdował się jako pierwszy w komercyjnej nazwie "BMW.Williams F1 Team". Owa kropeczka w nazwie okazała się jednak kością niezgody - BMW zamarzyło się więcej niż tylko byciem dostawcą silnika. Oczywiście Frank Williams nie zgodził się na sprzedaż swojego zespołu, bo to tak jakby sprzedał samego siebie. W atmosferze wzajemnych oskarżeń o brak konkurencyjności, BMW nabyło stajnię Petera Saubera, a Williams... musiał szukać nowego dostawcy silników oraz sponsorów, którzy odeszli wraz z BMW. W zespole pozostał Mark Webber, natomiast Nick Heidfeld stał się naturalnym "niemieckim" kandydatem do nowego zespołu BMW. W jego miejsce drugi kokpit zajmuje debiutant, mistrz serii GP2 - Nico Rosberg.
Sytuacja finansowa Williamsa wyglądała naprawdę nieciekawie. Cosworth stał się więc oczywistym wyborem, jako firma tania i już wypróbowana w F1. Williams FW28 był autem ze wszech miar kryzysowym i było to widać już na skromnej prezentacji - bolid choć naprawdę piękny, za sprawą "pustych" sekcji zdawał się krzyczeć - "daj mi sponsora!".


Spodziewano się że sezon 2006 będzie trudny. Nikt nie przypuszczał jednak że będzie on katastrofalny. Cóż z tego że Alex Wurz (piątkowy tester) brylował w tabeli czasów podczas treningów skoro te rezultaty nie przekładały się na wyścigi. Powodów było co najmniej kilka - dwaj sfrustrowani wewnętrzną walką kierowcy, awaryjny bolid i sama firma Cosworth, która nie była w stanie rozwijać silnika tak jak inni producenci. Warto jednak zauważyć, że gdyby FW28 nie psuł się w kluczowych dla wyścigu momentach prawdopodobnie Williams nie zaliczyłby najgorszego od 20 lat sezonu, zakończonego jedynie dorobkiem... 11 punktów. Najtragiczniejszy był fakt, że w ostatnich 13 wyścigach zespół zdobył 1 punkt. Obrazki z GP Brazylii były więc adekwatne do formy zespołu z sezonu 2006 - obydwa rozbite doszczętnie bolidy. Na koniec w nienajlepszym stylu z zespołu odchodzi Mark Webber.
Szczęśliwie przyszłość malowała się w nieco lepszych barwach - nowy sponsor tytularny - firma AT&T, nowy długoterminowy dostawca silników - Toyota, wzmocnienia kadrowe. To wszystko pozwoliło by Williams na 3 lata dźwignął się z dołka. Co przyniesie kolejna współpraca Williamsa i firmy Cosworth? Trudno powiedzieć. Spodziewam się że będzie to zupełnie inna jakość, gdyż Cosworth będzie zaopatrywał w swoje jednostki jeszcze wiele innych ekip, więc nie może sobie pozwolić na jakąkolwiek wpadkę. Sam Williams, na pewno postarał się by FW32 był konkurencyjny. Na koniec warto przypomnieć ostatnie chwile Coswortha na padoku Formuły 1 sezonie 2006:





Miniaturka którą prezentuję pochodzi od Minichamps. Firma już dawno wpadła na pomysł jak sprzedać dwa razy ten sam modelik - na początku sezonu wydaje tzw. showcary (bolidy wykorzystane przez wyścigowe stajnie do celów promocyjnych, eventów, przejazdów pokazowych dla sponsorów) czyli zazwyczaj bolidy z sezonu poprzedniego, pomalowane w barwy z sezonu trwającego. Tak więc modelik to oczywiście Williams FW27 z roku 2005 pomalowany tak samo jak FW28, z założonymi oponami firmy Bridgestone (w 2005 Williams korzystał z Michelin). Do miniaturki mam jedynie jedno zastrzeżenie - ubytek kalkomanii na nosie, spowodowany najprawdopodobniej upadkiem - brakuje bowiem w tym miejscu również jednego drobnego elementu. Poprzedni właściciel widocznie nie zadbał jak należy o jego przechowywanie. Nabyłem go bardzo tanio, więc nie mam o to większego żalu, tym bardziej że jeśli będę miał okazję to na pewno zakupię FW27 jeszcze w malowaniu HP i BMW jak również "pełne" FW28.





















Malowanie Williamsa choć skromne, było naprawdę efektowne i uważam że jest to najładniejsza kolorystyka bolidów z Grove ostatnich lat. Szkoda, że nie udało się jej utrzymać nieco dłużej, ale mimo wszystko nadal malowania Williamsów trzymają niezły poziom :) Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do komentowania.

P.S. W następnych wpisach pozostaniemy w kręgu F1 - będzie nieco historycznie, ale wciąż ciekawie :)

piątek, 5 lutego 2010

Nawet Bond takiego nie miał! - BMW Z1

Udało się. Modelik kazał długo na siebie czekać ale w końcu się u mnie pojawił. Tak jak obiecałem - korzystając z dnia wolnego od pracy prezentuję BMW Z1.
Pojawienia się Z1 na rynku nie zawdzięczamy do końca jedynie BMW. Być może projekt pozostałby jedynie w fazie konceptu, gdyby nie presja... opinii publicznej. W założeniach samochód miał być jedynie "pokazówką" nowych rozwiązań technicznych BMW, jednak salon we Frankfurcie w 1987 zmienił diametralnie to podejście. Warto dodać, że BMW potrzebowało Z1 - bowiem ostatnim rasowym roadsterem było 507 jeszcze z lat 50-tych.
Seryjna produkcja rozpoczęła się w marcu 1989. Auto było budowane ręcznie, początkowo dziennie z taśmy zjeżdżało 6 aut, jednak zainteresowanie było tak duże, że wartości te trzeba było zdecydowanie zwiększyć. Mówi się nawet że zanim pierwsze auto trafiło do klienta, następnych 5.000 czekało już w kolejce. Samochód nie był tani - jego cena wynosiła mniej więcej tyle samo ile topowego modelu BMW serii 7 (e32).
Sylwetka Z1 wygląda dość klasycznie, niczym klin. Ciekawostką są natomiast drzwi, które nie otwierają się zwyczajowo, lecz opuszczane na siłownikach chowają w masywnych progach. Jestem niezwykle ciekaw jak to rozwiązanie sprawdzało się w praktyce. Kolejnym smaczkiem jest kolorystyka samochodu. Każdy element nadwozia można było zdementować i zastąpić takim samym w innym kolorze. Cała operacja trwać miała ponoć 40 minut... Wybór lakierów nie był za bogaty gdyż obejmował jedynie 6 malowań. No cóż, na swój sposób to również pewna... wyjątkowość :)
Do napędu Z1 posłużył dobrze znany motor 2,5l o mocy 170 KM. Gwarantował on całkiem niezłe osiągi - 220 km/h oraz przyśpieszenie do 100 km/h na poziomie 9 sekund.
Z1 skończył swój żywot w roku 1991. Gwoździem do trumny okazała się jego wysoka cena, jak również poważny konkurent - nowy Mercedes SL. Szacuje się że BMW wyprodukowało nieco ponad 8.000 egzemplarzy. Większość - ponad 6.000 trafiła na rodzimy rynek niemiecki. Dziś samochód jest niewątpliwą gratką kolekcjonerską - ktoś kto chce wejść w jego posiadanie musi mieć na wydanie nawet... 30.000 euro!
Modelik Z1 chciałem mieć od zawsze. Uważam go za najładniejszego przedstawiciela linii Z (deklarowanej jako auta "przyszłościowe"). Modeliki pojawiają się niezwykle rzadko i osiągają dość wysokie ceny. Nie ma więc co wybrzydzać i trzeba brać co jest. Ja trafiłem miniaturkę wyprodukowaną przez niemieckiego Schabaka. Modelik choć już nienajmłodszy udało mi się zakupić jako nowy, w oryginalnym opakowaniu. Standardowo dla modeli tego producenta, mamy otwieraną maskę i bagażnik. Dla Z1 pokuszono się o odwzorowanie opuszczanych drzwi - system działa i to bardzo ładnie. Ciężko natomiast mówić o detalach, gdyż tych zupełnie brakuje. Musimy sobie jednak postawić sprawę jasno, że wyznacznikiem wartości tych miniaturek nie są szczegóły, a "osobowość" - starsi datą Kolekcjonerzy na pewno wiedzą co mam na myśli.
Samochodzik jest w kolorze zielonym, bardzo charakterystycznym dla Z1. Jest ładnie pomalowany. Na starcie musiałem poprawić nieco mocowanie szyby i podszybia, gdyż słabe spasowanie utrudniało zamykanie maski. Nieciekawie wygląda również przednia szyba odstająca od ramy, choć faktycznie w prawdziwym Z1 rozwiązanie było podobne - jednak nie tak dotkliwie rzucające się w oczy.
Mnie miniaturka bardzo się podoba i jestem z niej zadowolony. Choć nie jest tak imponująca jak Minichamps'y czy AutoArt'y, to ma to coś... to czego nie mają przytoczone powyżej:) Cena? Wszystkie Schabaki, które prezentują ładny, kolekcjonerski stan a dodatkowo mają oryginalne opakowanie są dosyć drogie.
Poniżej zdjęcia Z1. Autko wygląda na niezgrabne i "napompowane", ale takie właśnie było prawdziwe Z1 - dla porównania prezentuję zdjęcie oryginału. By udowodnić, że modelik wygląda jednak całkiem fajnie, uchwyciłem go również z innej, dalszej perspektywy.























Z racji że nowy sezon F1 zbliża się wielkimi krokami, warto sięgnąć do modelików bolidów. W tym roku Williams powraca do firmy Cosworth. W kolejnym wpisie cofnę się do sezonu 2006, w którym pod maską maszyn z Grove poraz ostatni pracowały te jednostki. Williams FW27 w malowaniu na 2006 z jednostką Cosworth - już wkrótce - zapraszam.

środa, 3 lutego 2010

Legendarne Samochody - nr 1, Ford T

Na dzisiejszy dzień, wielu kolekcjonerów czekało z niecierpliwością. Faktem stało się bowiem, że na rynku pojawia się kolejne wydawnictwo oferujące modelik wraz z gazetką - Legendarne Samochody. Przyjrzyjmy się bliżej co ma do zaoferowania AmerCom.
Chyba każdy już przywykł, że każda nowa seria kolekcjonerska rozpoczyna się od promocji. Podobnie jest w przypadku Legendarnych Samochodów, o których zrobiło się już dosyć głośno w światku kolekcjonerskim jeszcze w tamtym roku. Pierwszy numer - jedyne 4,95. Cena bardzo zachęcająca, tym bardziej, że modelik do niego dołączony to Ford T. Słowo "modelik" jest już jak najbardziej na miejscu - poprzednia kolekcja AmerCom, a więc Supersamochody (czy jakoś tak) była niczym innym jak gazetką skierowaną do dzieci.
Po czasopismo pośpieszyłem dziś rano. Kupiłem je w pierwszym kiosku do którego zajrzałem. Z tego co widziałem, sprzedawca miał jeszcze kilka numerów; ja nie zastanawiając się długo wziąłem pierwszy z brzegu. Sama gazetka - nic specjalnego - zdawkowe informacje, kilka zdjęć, zachęta do prenumerowania - standard. Wiadomo, że nikt nie kupuje takich czasopism ze względu na ich treść, tylko dołączony model.
Sama miniaturka - Ford T - to niewątpliwie ten sam modelik, który w swoich zachodnich seriach oferowało DelPrado. Można go określić zwrotem - poprawnie, choć bez fajerwerków. Chyba największym nieporozumieniem jest brak kloszy na przednich lampach. Zastrzeżenia można mieć też do sposobu polakierowania - mimo usilnych prób nadania blasku modelikowi, nic z tego nie wyszło (a może tak miało być, może właśnie taki był Ford T?). Reszta - na akceptowalnym poziomie, a jeśli dodamy do tego cenę - 5 zł, na pewno nie będą to pieniądze zmarnowane. Forda T warto mieć, choćby ze względu na jego wkład w rozwój motoryzacji.
Co dalej z serią? Cóż, we mnie nie wzbudziła za wielkich emocji. Modele które pojawią się w kolejnych numerach są dla mnie zupełnie nieatrakcyjne (może z wyjątkiem Forda Capri). Wydaje mi się że AmerCom rynku nie zawojuje, a już na pewno nie odbierze klientów DeAgostini. "Kultowa" seria wydaje się być bardziej przyjazna i atrakcyjna. Poniżej przedstawiam zdjęcia modelika Forda T. Wykonałem je już nową techniką i myślę że są już na zupełnie niezłym poziomie. Wszystkie "nowe" zdjęcia będą już publikowane w ten sposób.















W następnym wpisie chciałbym zaprezentować Wam BMW Z1 - jeśli los pozwoli. Piszę tak dlatego, gdyż od jego kupna mija już prawie dwa tygodnie, a poczta wciąż milczy... Byłaby to dla mnie ogromna strata (nie tylko finansowa), ponieważ modelik został ciekawie wykonany przez firmę Schabak, raczej rzadko spotykaną na polskim rynku.