Pokazywanie postów oznaczonych etykietą IXO. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą IXO. Pokaż wszystkie posty

piątek, 6 stycznia 2017

BMW M3 ART CAR 1989 KEN DONE / IXO

Wyrażanie sztuki poprzez motoryzację nie jest niczym szczególnie odkrywczym. W zasadzie robi tak każdy producent wypuszczając na rynek kolejny model. Tak, do tego zmierzam - samochód to niepowtarzalne, użytkowe dzieło sztuki. Co można więc zrobić aby "sztuki w sztuce" było jeszcze więcej? Połączyć motoryzację z artyzmem. To właśnie czyni BMW, od wielu już lat dokumentując historię swojej marki poprzez przepięknie ozdobione auta. 
Miniatura jednego z nich znalazła się w mojej kolekcji. BMW M3, bo o nim mowa, trafiło pod rękę australijskiego artysty Kena Done'a w 1989 roku. Nie jest to egzemplarz bez historii - wręcz przeciwnie. Auto brało udział w mistrzostwach Australii w 1987 roku (Jim Richards wywalczył nim mistrzostwo) i pierwotnie występowało w malowaniu marki tytoniowej John Player Special.
Patrząc na tak wyjątkowo wyglądające auto, nie wypada nie zagłębić się w artystyczne motywy jego twórcy. Done starał się połączyć sportowe walory samochodu z symboliką Australii. Dominują więc wesołe, optymistyczne kolory; auto wydaje się być oceanem, który radośnie i dynamicznie przemierzają ławice ryb. Neonowe odcienie sprawiają że wóz wygląda bardzo oryginalnie na tle pozostałych Art Carów.


Modelik to wykorzystana już przez IXO chyba na wszystkie sposoby, stara forma. Wydana była jako rajdówka, wyścigówka, auto seryjne, a ostatnio wrócono do niej w wydaniu WHITEBOX jako Alpina. 








Przygotowanie takiego modelu wymaga wiele pracy, tak więc muszę ocenić go naprawdę wysoko. Wszystkie kalki położone są z najwyższą precyzją, wyglądają na trwałe. Jest to wypust z czasów gdy IXO dość wyraźnie poprawiło jakość swoich produktów. 

Wielka szkoda że IXO ma w swojej ofercie jeszcze tylko jeden Art Car (i to również jest M3). Wyjątkowość tych miniatur sprawia, że chciałoby się zebrać ich większą ilość. 
Ośmielony wpisami Kolegów z innych blogów zdecydowałem się na pierwszy zagraniczny zakup. Okazało się że nie taki diabeł straszny... 

niedziela, 28 kwietnia 2013

Garaż marzeń cz. 2 - FSO Polonez

... że co powiecie? Polonez? Ten polski? Ten "Duży Fiat" tylko w "nowej budzie"? Tak właśnie ten. To moje kolejne auto marzeń...
    Wczoraj wybrałem się na pieszą wyprawę po moją Żonę do pracy. Pogoda była całkiem sprzyjająca spacerom, świeciło słońce, temperatura również była jak najbardziej znośna. Stojąc na przejściu dla pieszych pod Galerią Korona i czekając na zielone światło, moją uwagę przykuła kolorowa kawalkada starych aut pędzących ul. Warszawską w stronę Politechniki. Wśród nich znalazł się PF 125, Skoda 120, Porsche 928 i chyba jakiś Triumph. Ich oznaczenia sugerowały że udają się na jakiś zlot. Pięknie odrestaurowane, wypucowane auta przyciągały spojrzenia przechodniów. Gdzieś za nimi mrugnął mi biały Polonez. W pierwszej chwili pomyślałem, że to auto ze wspomnianego powyżej konwoju. Gdy jednak przejechał obok mnie zrozumiałem, że nie ma on nic wspólnego z tymi autami i jego przejażdżka mogła być równie dobrze ostatnią drogą. Na szrot. I nagle zrobiło mi się strasznie żal. Polonez. Mój obiekt marzeń z dzieciństwa. Marzeń nigdy nie spełnionych dodajmy...
    W czasach gdy na naszych drogach królowały niepodzielnie Fiaty 126, Polonez był dla mnie niczym łyk świeżego powietrza. Był duży, miał przestronne wnętrze, prawdziwy bagażnik, silnik brzmiał świetnie (ze specyficznym klangiem podczas przyśpieszania) i zwyczajnie mi się podobał z wyglądu. Plotka mówi przecież, że to odrzucony projekt Lancii Delty. I ja chcę w to wierzyć :) Nie będę się roztkliwiał nad wadami samochodu jak choćby przestarzała konstrukcja, toporny układ kierowniczy, huczący tylny most... Po co? Polonez był super i basta!
   Polonez zagościł w kręgu mojej rodziny bodaj w 1992 roku. Jego właścicielem była siostra mojej mamy. Rok modelowy '89, piękny czerwony kolor, czarne wnętrze, pełne "akwarium". Auto z niewielkim przebiegiem kupione od pierwszego właściciela. Pamiętam, ze nie mogłem się na niego napatrzeć, a każda wizyta u mojej babci gdzie ów auto garażowało, przyśpieszało u mnie bicie serca. Kilka przejażdżek tym samochodem uświadomiło mi - małemu chłopcu wówczas - jak mizernym samochodem jest posiadany przez moją rodzinę "maluch". 
      Poldek ma miejsce w moim garażu marzeń. Stoi tam odrestaurowany, w niespotykanym niebieskim kolorze, w swojej pierwszej odsłonie tzw. "borewiczu". Choć ma trochę niedoróbek jak za niskie zawieszenie, braki w domalowaniach i niezbyt szczegółowe wnętrze to wciąż przypomina mi samochód o którym marzyłem jako dziecko.  







środa, 18 maja 2011

Brytyjski Lew - Nigel Mansell / Williams FW14B, Lola Ford T93

Takie zestawienie modelików chciałem zaprezentować już dawno. Nie ukrywam że w dużej mierze zostało ono zainspirowane przez kolegę Fogarty'ego, u którego jakiś czas temu w galerii pojawiły się obok siebie dwa mistrzowskie auta prowadzone przez Nigela Mansell'a - Williams FW14B i Lola Ford T93. Ten pierwszy to udoskonalona wersja bolidu FW14, który zadebiutował w 1991 roku.



Zaprojektowany przez duet Head & Newey, FW14B przeszedł do historii z kilku powodów - jako jeden z najefektywniejszych bolidów, jeden z najbardziej zaawansowanych technicznie (o ile nie najbardziej) i oczywiście jeden z najpiękniejszych. Gdyby magicznie cofnąć się do 1992 roku, niemal ze znudzeniem oglądalibyśmy jak podczas kolejnych GP, Mansell i Patrese zdobywają kolejne dublety. To był wspaniały czas dla zespołu Franka Williamsa. FW14B wyróżniał się na tle rywali wszystkimi najnowocześniejszymi systemami elektronicznymi jakie tylko można wymyślić. Kontrola trakcji nie była może czymś nadzwyczajnym, jednak aktywne zawieszenie ocierało się wręcz o kosmos. Wiele ekip zapragnęło u siebie podobnego rozwiązania, co doprowadziło je nawet na skraj bankructwa.




Tytuł dla Mansella zdawał się być jednym z najłatwiej wywalczonych w historii Grand Prix. Można powiedzieć że równie "gładko" poszło rok później Prostowi, który zasiadając w równie imponującym FW15 kontynuował świetną passę Williamsa. Potem przyszedł rok 1994...
Ale wróćmy do samego Mansell'a. Gdy Frank Williams potwierdził starania o zatrudnienie Prosta na 1993 (głównie pod naciskiem firmy Renault) - Mansell spakował swoje walizki i udał się za ocean do serii Indy Car. Tam z otwartymi ramionami przyjął go zespół Newman/Haas Racing.



Przesiadka z fantastycznego FW14B do prostej Loli T93 poszła dość gładko. To tylko potwierdziło jak wszechstronnym kierowcą był Mansell. 5 wygranych wyścigów zapewniło mu mistrzostwo serii. Kolejny rok spędzony w CART nie był już jednak udany i Nigel wycofał się z rywalizacji.





Prezentowane modeliki pochodzą od firm RBA (Williams) i IXO (Lola). Mimo tego że ich rynkowa wartość jest symboliczna stanowią wspaniałe uzupełnienie kolekcji. Pod tym względem świetnie wypada zwłaszcza FW14B. Detale są naprawdę niezłe a kalki estetycznie położone. Brakuje co prawda reklam Labatt's i Camel, ale nie stanowi to dla mnie problemu. Jeśli zaś chodzi o Lolę jest to prosty modelik ze starej serii IXO. Co ciekawe to moja druga T93. Pierwszą zakupiłem ponad pół roku temu na Allegro. Sprzedający zapewniał mnie że model jest w idealnym stanie, brakuje mu jedynie podstawki. Nabyłem go za 17 zł wraz z przesyłką. Niestety po wizycie listonosza okazało się że model wygląda fatalnie - kalki były zniszczone w kilkudziesięciu miejscach. Swego czasu pokazywałem go z resztą na blogu. Taka miniaturka nie nadawała się do ekspozycji, więc cały czas szukałem egzemplarza w idealnym stanie. Okazja pojawiła się niedawno - prezentowany model, już bez uszkodzeń kosztował mnie... 12 zł z wysyłką a więc taniej niż pierwsza Lola. Z zakupu jestem oczywiście bardzo zadowolony. Te dwa modeliki to kawał wyścigowej historii i każdy kolekcjoner powinien je mieć.




















środa, 24 listopada 2010

Prezent dla małego Fana... i jego Tatuśka ;)

Kiedy mam zrobić komuś prezent, zawsze staram się by był oryginalny. Ponad pół roku temu zostałem ojcem chrzestnym synka mojej siostry. Mały Antek - bo o nim mowa, już jako pół roczne dziecko otrzymał ode mnie bluzę Puma Ferrari, którą nosił (i nosi) dzielnie, mimo że ciągle jest trochę za duża ;) Cóż, gdy dorośnie będzie nieco łatwiej dobrać dla niego odzież sportową. Z racji że zbliża się pierwsza rocznica urodzin Małego, po uzgodnieniu z jego mamuśką doszliśmy do wniosku że najlepszym prezentem będzie fotelik. Antek jest wielkim entuzjastą podróży samochodowych. W zasadzie tylko wtedy jest spokojny :) By maksymalnie umilić mu podróż, a przy tym zachować motoryzacyjny klimat, postanowiłem że fotelik nie może być po prostu "fotelikiem". Powinien być gadżetem, który oprócz tego że jest funkcjonalny i bezpieczny - dobrze wygląda. Badanie rynku zacząłem od fotelików RECARO. Firma produkuje przecież fantastyczne wyczynowe fotele, tak więc w dziedzinie fotelików dla dzieci również powinni być liderem. I rzeczywiście - każdy model z pod znaku Recaro prezentuje się świetnie, jest niesamowicie starannie wykonany i zapewnia wysoki poziom ochrony. Mają one jednak zasadniczą wadę - cenę. Mówi się, że bezpieczeństwo naszych milusińskich jest bezcenne i to oczywiście prawda. Ale zastanówmy się. Fotelik Recaro kosztuje około 900 zł. Ile z tego "stanowi" bezpieczeństwo a ile sama marka?
Rozglądając się dalej znalazłem mojego faworyta. Spełniał wszystkie wymagania. Fotelik z pod znaku "brykającego konika" produkowany jest we Francji (nie Chinach!) przez firmę TEAMTEX. Do wyboru mamy kilka wersji. Najciekawszą dla oka są zdecydowanie nosidełka z fotelikami w jednym. Antek ma już jednak ten "okres rozwojowy" za sobą więc najbardziej optymalnym wyborem okazał się fotelik Beline Furia przeznaczony dla dzieci o wadze 9-36 kg. Co ciekawe fotelik posiada tak dużą "pojemność" wagową dzięki szerokim możliwościom jego regulacji. I tak dla małych dzieci mamy specjalną wkładkę z 5-cio punktowymi pasami zapinanymi w sposób rodem z aut wyczynowych. Prawda że wspaniale? :) Dodatkowo system posiada brzęczyk informujący o rozpinaniu pasa. Przydatne, np. gdy nasze dziecko należy do tych bardziej ciekawych świata. Wraz ze wzrostem pociechy, wkładkę można wyjąć, a do zapinania używać pasów w samochodzie. Regulowany na wysokość zagłówek dodatkowo zapewnia wygodę oraz bezpieczeństwo. Całość jest bardzo ładnie zgrana kolorystycznie, a materiał którym obito fotelik jest dobrej jakości - to welur podszyty miękka gąbką. Nie bez znaczenia są wysokiej jakości hafty znaczka Ferrari i sam napis na siedzeniu. Cała ta przyjemność kosztowała 349 złotych. Sami więc zdecydujcie czy warto.
Zakup fotelika przyniósł mi kilka problemów. Sprzedający u którego zamówiłem ten prezent początkowo przysłał mi nie ten model co trzeba. Owszem również był to fotelik Ferrari jednak przeznaczony dla większych dzieci, bez wkładki z pasami. Na jednym ze zdjęć również przedstawiam ten fotel w ramach porównania. Po mojej interwencji przysłano mi właściwy produkt, jednocześnie nie zabierając starego... No to mam dwa :D Ale uczciwość zwyciężyła i po tym nieporozumieniu zaraz skontaktowałem się ze sprzedającym, a ten powiedział że przyśle kuriera po "błędny" fotelik. No cóż... może zapomni ;)
Podsumowując - myślę że prezent mi się udał. Co prawda Antek nie miał jeszcze możliwości dopasowania się do niego, jednak sądzę że większych problemów nie będzie. A tak swoją drogą - czy nie uważacie że takie gadżety sprawiają więcej frajdy "tatuśkom" niż ich pociechom? :) Dla mnie odpowiedź jest oczywista - jasne że tak!





















Przy okazji dzisiejszego wpisu chciałem jeszcze pokazać zdjęcia Audi Quattro Sport E2 po drobnej modernizacji wnętrza. Modelik opisywałem już dość dawno, był to bodaj pierwszy "modelarski" post na tym blogu. Miniaturka dostała całkowicie białe wnętrze oraz kalki pasów na fotelach. Tym samym "zbliżyła się" do pełnej wersji IXO.





Wielkimi krokami zbliża się do nas okres zimowy. Mikołaj tuż tuż. Wszystkim Czytelnikom, życzę by zamiast rózgi pod poduszką, znaleźli tam wymarzone modele :)

sobota, 20 listopada 2010

Nadeszła jesień...

...a z nią długie jesienne wieczory. Czas trzeba jakoś "zabić", a najlepiej zrobić to poświęcając się pasji. Już od dawna nosiłem się z zamiarem waloryzacji modelików od IXO Altaya. To ładne miniaturki, jednak posiadają czarne wnętrza, co lekko mówiąc jest mało atrakcyjne. A przecież wystarczyłoby tak niewiele - dołożyć kalki na siedzeniach, pomalować klatki bezpieczeństwa... I od tego właśnie pomysłu zaczęły się moje działania. Napisałem maila do jednego ze sprzedawców kalek na Allegro czy nie wykonałby ich w postaci pasów na siedzenia. Odpowiedź była twierdząca i już po dwóch tygodniach, dwie sztuki były u mnie. Kupiłem dwa zestawy na wypadek gdyby coś poszło nie tak, w końcu nie jestem specjalistą od przeróbek :) Cena? 7 zł za jeden zestaw (zdjęcie poniżej) - tak więc całkiem akceptowalnie. Do waloryzacji wybrałem modelik BMW M3. Najpierw obejrzałem w sieci zdjęcia "pełnej" wersji, tak by w miarę dobrze zabrać się za przeróbki mojej Altayi.
Zakres prac nie okazał się zbyt poważny - wystarczyło rozkręcić miniaturkę, wyciąć klatkę bezpieczeństwa, pomalować na biało i wkleić z powrotem. By w pełni oddać wnętrze należałoby jeszcze pomalować na biało tylną cześć wnętrza począwszy od przestrzeni za siedzeniami. Z racji że nie dysponowałem farbką akrylową a jedynie olejną, tę czynność sobie podarowałem.
Z położeniem kalek na fotele również nie było większych problemów. Kładłem je tylko przy użyciu wody, tak więc nie są może najtrwalsze, ale przecież i tak nikt nie będzie wkładał palców do środka. Użycie więc specjalnego podkładu mijało się z celem. Całość po wyschnięciu została ponownie sklejona zamontowana w modeliku. I trzeba przyznać że obecnie wygląda on o klasę lepiej. Poniżej zdjęcia z prac.















Na ostatnim zdjęciu zrobiłem porównanie modelika z przed i po modernizacji. Prawda że czuć różnicę? A przecież tak niewiele trzeba było wykonać. Po zakończeniu prac postanowiłem napisać do sprzedawcy kalek maila z prośbą o dodanie napisów "RECARO" na fotele oraz kalek zegarów. Wówczas, całkiem niedużym kosztem będzie można "dopieścić" modeliki od Altaya. Jeśli taki zestaw się pojawi, na pewno kupię kilka sztuk. W kolejce czekają już kolejne modele, które chciałbym poddać kosmetyce.

Uwadze Czytelników, chciałbym poddać lekturę strony http://www.tirynatory.pl/
Podejmuje ona trudny temat poruszających się po naszych drogach ciężarówek. Warto zapoznać się z treścią i wyrobić sobie własne zdanie na ten temat. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam już w grudniu na kolejną odsłonę bloga.

poniedziałek, 11 października 2010

Lancia Delta HF Integrale

Niejednokrotnie prezentowałem na blogu auta, które choć z pozoru niczym się nie wyróżniały stawały się motoryzacyjnymi kamieniami milowymi. Podobnie jak samej instytucji "kamienia milowego" możemy poszukiwać w starożytnym Rzymie, tak nie da się ukryć jak wielkie zasługi w dziedzinie budowy samochodów mają Włosi. Jednym z dzieł tamtejszej myśli technicznej jest analizowana dzisiaj Delta - nie po raz pierwszy z resztą. Wspominałem już o niej parokrotnie. W zasadzie nie napiszę nic nowego, bowiem moje odczucia pozostają niezmienne. Delta jest autem genialnym które wykluło się by zaspokoić potrzeby przeciętnego Kowalskiego lub dajmy na to "Carla del jakiegośtam", a w toku swojej ewolucji urosło do najznakomitszej maszyny rajdowej jaką prawdopodobnie kiedykolwiek udało się stworzyć. I nie tylko ja jestem takiego zdania. Nawet krnąbrni Anglicy z TopGear (swoją drogą kocham tych facetów), przyznali jak bardzo jedynym i słusznym samochodem jest Delta... W sumie nie tylko ona, gdyż docenili cały dorobek Lancii (a to już niesamowite - jak na nich rzecz jasna ;).





Lancia wygrała wiele o ile nie wszystko, co było do zagarnięcia w motorsporcie. Jak więc można nie mieć takiego auta w swojej kolekcji? Chciało by się nawet rzec, że wielką niepoprawnością byłoby mieć tylko jedną Deltę! Na szczęście producenci zadbali i wciąż dbają o dobre humory kolekcjonerów. Całkiem niezły wybór ma do zaoferowania IXO. Postanowiłem, że to właśnie o modeliki tej firmy uzupełnię moją kolekcję. Choć przy obecnym, wyznaczonym przez HPi standardzie IXO raczej nie błyszczy - to wciąż ma sporo do zaoferowania. "Napompowana" wersja EVO II z 1992 roku wygląda całkiem przyzwoicie. Na szczególną pochwałę jak zawsze zasługuje wnętrze bogato zdobione kalkami. Nieco gorzej sprawa wygląda na zewnątrz, gdzie wyraźnie uwidaczniają się problemy ze spasowaniem poszczególnych elementów malowania. Chyba zabrakło nieco konsekwencji, bo przecież można było to ładnie wykonać... W porównaniu z prezentowaną kiedyś Deltą z 1989 (niedawno pokazywałem ją po delikatnym remoncie) ta prezentuje się sporo lepiej. W ofercie IXO pojawiły się już "świeże" propozycje, a z racji że firma naprawdę zanotowała spory skok jakościowy, można się spodziewać, iż są na lepszym poziomie niż te, które na rynku obecne są od dosyć dawna. No właśnie - jeszcze kilka lat temu nabycie takiego modelika wiązało się z "uszczupleniem" budżetu o prawie 80 złotych. Dziś ceny są sporo atrakcyjniejsze i za kwotę około 50 (a czasem, okazyjnie nawet mniej) można stać się właścicielem miniatury wspaniałego auta. Chętnych nie brakowało wówczas, nie brakuje i teraz. Delta to absolutnie obowiązkowa pozycja w gablotce każdego kolekcjonera. Ta jest już moją 4 i mam nadzieję że nie ostatnią.

Ostatnio bardzo konsekwentnie realizuję projekt uzupełnienia kolekcji modelami z serii Kultowe Auta PRL. Jak do tej pory się to udaje (pokłony dla Allegro) i w najbliższym czasie ten cel powinien zostać osiągnięty. Bardzo chciałbym również pokazać te samochody moim zagranicznym kolegom, którzy chętnie odwiedzają mój blog. Tak więc najbliższy okres może się wydać nieco nudny dla Czytelników z Polski, mam jednak nadzieję że co jakiś czas uda mi się zaprezentować coś "ekstra" :)