sobota, 28 stycznia 2017

Mityczny Arrows A23

Dochodzi prawie 22.00 gdy zaczynam pisać ten post. Jest piątek, a ja jestem nieziemsko zmęczony po całym tygodniu pracy. Ale jest coś co nie daje mi usnąć, coś od czego nie mogę oderwać wzroku, coś co od dawna chciałem mieć w swojej kolekcji. Model przyjechał właśnie do mnie z Włoch i wciąż nie jestem w stanie odłożyć go do witryny, może jutro... :)
Arrows był jednym z bardziej zasłużonych dla Formuły 1 zespołów. Miał za sobą sukcesy, lata chude, jak i te zupełnie przeciętne. Jaki miał być rok 2002? Inny. Jak każdy z resztą, odkąd na czele zespołu stanął Tom Walkinshaw. Była to postać dosyć kontrowersyjna - z jednej strony były niezły kierowca wyścigowy, z drugiej zaś, podejmujący niezbyt rozsądne i nie do końca przejrzyste decyzje charyzmatyczny szef zespołu. Sezon 2002 okazał się kulminacją wszystkich błędów w zarządzaniu, które doprowadziły do upadku stajni jeszcze przed końcem zmagań.
Jak wspomniałem wyżej, zaprojektowany na rok 2002 model A23 miał dać ekipie świeży oddech, a co najważniejsze poważnie zamieszać w stawce. Były na to duże szanse, gdyż samochód stworzono ogromnym nakładem kosztów, według analiz technicznych magazynu F1 Racing był to zaraz za Ferrari F2002 najbardziej innowacyjny bolid tamtego roku! 

Po telenoweli z obsadą wyścigowych miejsc (początkowo etatowym kierowcą miał być Jos Verstappen, który aktywnie współtworzył auto; jego kontrakt został jednak wykupiony przez Heinza Haralda Frentzena) przyszła pora na sprawdzian w warunkach "bojowych". Okazało się że bolid jest na tyle szybki by bez problemu konkurować w środku stawki, a w sprzyjających warunkach "podgryzać" miejsca premiowane punktami. I tak pewnie by było gdyby nie ciągłe problemy z niezawodnością, słabym silnikiem i niską motywacją kierowców. Choć w ciągu sezonu Frentzen zdołał zdobyć dwa 6 miejsca, to i tak upłynął on pod dyktando nieukończonych wyścigów. Początkiem końca okazało się GP Francji, do którego na skutek decyzji zespołu oba bolidy nie zakwalifikowały się. Wiadomo było już że problemy finansowe są tak duże, że auta nie są w stanie być przygotowane do... ścigania się. 
Tak "umarł" zespół Arrows - nie kończąc pełnego sezonu 2002. Walkinshaw jeszcze długo zmagał się z procesami od byłych sponsorów, kierowców i dostawcy silników. Tym samym pociągnął na dno również własną firmę TWR.
Historia A23 trwała jednak dalej. Sporą część dobytku upadłego zespołu (w tym kilka gotowych nadwozi oraz pełną "własność intelektualną") wykupił Paul Stoddart, a więc właściciel zespołu Minardi. Upatrywał on w tym działaniu szansy na poprawę osiągów własnej drużyny, poprzez wykorzystanie niektórych rozwiązań technicznych, nie wykluczając przy tym wystawienia całego samochodu (jako PS04) do zmagań na rok 2004. Odbyły się nawet testy porównujące bolid A23 i PS03. Arrows nie zrobił jednak dobrego wrażenia na Australijczyku, ze względu na jego awaryjność i dość zbliżone osiągi do konstrukcji Minardi. Pomysł odłożono więc na półkę, a pomalowane w barwy Minardi nadwozie A23 powędrowało... na lotnistko w Melbourne, by tam łapać kurz jako auto ekspozycyjne. Podobno.
I wydawało się że to już koniec tej opowieści. A jednak ;) W 2006 roku do zmagań przystępuje satelicki zespół Hondy, a więc Super Aguri (stworzone nota bene chyba tylko po to by japońscy kibice mogli oglądać na torze swojego idola - Takumę Sato). Mają silnik, ale nie mają nadwozia. I tu znów pojawia się Stoddart, który odsprzedaje gotowe wyścigówki.  Motor pasuje "jak ulał" i Arrows - już jako Super Aguri SA05 ponownie wyjeżdża na tor! 

Może  to niemożliwe, ale prawie 5-cio letnie nadwozie było w stanie konkurować z dużo młodszymi konstrukcjami - co prawda z ogona stawki, ale jednak. SA05 zaprezentował lepsze tempo niż przechwalony bolid zespołu Midland.
 Moja miniatura to wylicytowany na e-bay Minichamps. W 100% oddaje piękno Arrowsa A23. Wysoko podniesiony nos z ciekawym podwójnym przednim skrzydłem, muskularne sekcje boczne a do tego jedno z ładniejszych malowań poprzedniego dziesięciolecia sprawiają, że model wyróżnia się na półce. 










Mam ogromną nadzieję, że tak jak historia napisała kolejny rozdział dla bolidu A23, tak i ja będę mógł wkrótce postawić obok niego kolejne wcielenia, a więc PS04 i SA05. Szczęśliwie takie miniaturki się ukazały.

sobota, 21 stycznia 2017

Całkiem udany projekt - Stewart Ford SF01

Debiutowi nowego zespołu w Formule 1 zawsze towarzyszyły duże emocje. Nie inaczej było w 1997 roku gdy do stawki dołączył Stewart Grand Prix. Był to zespół założony przez byłego czempiona Jackie Stewarta oraz jego syna Paula. Partnerem technologicznym oraz dostawcą silników została firma Ford, która traktowała również zespół jako swój "fabryczny". Z czasem wsparcie miało wzrosnąć, aż do całkowitego przejęcia i przemianowania na Jaguar Racing w 2000 roku. 
Przygotowany na sezon 97 model SF01 okazał się być całkiem niezłą maszyną. Został zaprojektowany raczej tradycyjnie, dostawcą opon została firma Bridgestone. Bolidy Stewarta miały ładne, skromne malowanie na którym wyróżniało się logo Forda oraz głównego sponsora, banku HSBC. Kierowcami zostali Rubens Barrichello oraz Jan Magnussen. 
O ile w przypadku innego debiutującego zespołu, a więc MasterCard Lola oczekiwania były bardzo duże, tak przed startem sezonu Jackie Stewart stwierdził, że zadowoli go choćby jeden zdobyty punkt. To zdroworozsądkowe podejście zaprocentowało wysokim 2 miejscem na podium już w Grand Prix Monako. Takiego szczęścia nie miała wspomniana wcześniej Lola, która odpadła z rywalizacji już po inauguracyjnym GP Australii i w pamięci fanów zostanie zapamiętana jako jeden z najgorszych zespołów w historii tego sportu... 
Prawdopodobnie końcowy rezultat zespołu (6 punktów i 9 miejsce w klasyfikacji konstruktorów) byłby lepszy gdyby nie fakt, że w ciągu sezonu dość zawodny okazywał się silnik Forda a kierowcy dojechali do mety jedynie 8 razy.

Odkąd pamiętam chciałem mieć w swojej kolekcji miniaturę jakiegoś bolidu Stewarta. Zawsze lubiłem gustowne malowanie tej stajni i choć funkcjonowała zaledwie trzy sezony to odniosła kilka sukcesów. Model to PMA wydane jako "Launch version", czyli SF01 z sezonu 1997 pomalowane w barwy z roku 1998. Na szczęście malowania z tych dwóch lat, oprócz kilku detali w zasadzie się nie różniły (brak logo malezyjskich sponsorów), a fakt że Stewart był zespołem fabrycznym Forda sprawia, że takie nadwozie faktycznie mogło powstać na potrzeby wydarzeń promocyjnych. 







  
 SF01 pokazał, że można już w pierwszym roku startów zbudować dobry bolid. Niezbędne okazało się jednak profesjonalne podejście, odpowiednie wsparcie techniczne, solidni sponsorzy i... skromność, a więc cecha której nie brakowało Jackiemu Stewartowi.

piątek, 6 stycznia 2017

BMW M3 ART CAR 1989 KEN DONE / IXO

Wyrażanie sztuki poprzez motoryzację nie jest niczym szczególnie odkrywczym. W zasadzie robi tak każdy producent wypuszczając na rynek kolejny model. Tak, do tego zmierzam - samochód to niepowtarzalne, użytkowe dzieło sztuki. Co można więc zrobić aby "sztuki w sztuce" było jeszcze więcej? Połączyć motoryzację z artyzmem. To właśnie czyni BMW, od wielu już lat dokumentując historię swojej marki poprzez przepięknie ozdobione auta. 
Miniatura jednego z nich znalazła się w mojej kolekcji. BMW M3, bo o nim mowa, trafiło pod rękę australijskiego artysty Kena Done'a w 1989 roku. Nie jest to egzemplarz bez historii - wręcz przeciwnie. Auto brało udział w mistrzostwach Australii w 1987 roku (Jim Richards wywalczył nim mistrzostwo) i pierwotnie występowało w malowaniu marki tytoniowej John Player Special.
Patrząc na tak wyjątkowo wyglądające auto, nie wypada nie zagłębić się w artystyczne motywy jego twórcy. Done starał się połączyć sportowe walory samochodu z symboliką Australii. Dominują więc wesołe, optymistyczne kolory; auto wydaje się być oceanem, który radośnie i dynamicznie przemierzają ławice ryb. Neonowe odcienie sprawiają że wóz wygląda bardzo oryginalnie na tle pozostałych Art Carów.


Modelik to wykorzystana już przez IXO chyba na wszystkie sposoby, stara forma. Wydana była jako rajdówka, wyścigówka, auto seryjne, a ostatnio wrócono do niej w wydaniu WHITEBOX jako Alpina. 








Przygotowanie takiego modelu wymaga wiele pracy, tak więc muszę ocenić go naprawdę wysoko. Wszystkie kalki położone są z najwyższą precyzją, wyglądają na trwałe. Jest to wypust z czasów gdy IXO dość wyraźnie poprawiło jakość swoich produktów. 

Wielka szkoda że IXO ma w swojej ofercie jeszcze tylko jeden Art Car (i to również jest M3). Wyjątkowość tych miniatur sprawia, że chciałoby się zebrać ich większą ilość. 
Ośmielony wpisami Kolegów z innych blogów zdecydowałem się na pierwszy zagraniczny zakup. Okazało się że nie taki diabeł straszny...