piątek, 5 lutego 2010

Nawet Bond takiego nie miał! - BMW Z1

Udało się. Modelik kazał długo na siebie czekać ale w końcu się u mnie pojawił. Tak jak obiecałem - korzystając z dnia wolnego od pracy prezentuję BMW Z1.
Pojawienia się Z1 na rynku nie zawdzięczamy do końca jedynie BMW. Być może projekt pozostałby jedynie w fazie konceptu, gdyby nie presja... opinii publicznej. W założeniach samochód miał być jedynie "pokazówką" nowych rozwiązań technicznych BMW, jednak salon we Frankfurcie w 1987 zmienił diametralnie to podejście. Warto dodać, że BMW potrzebowało Z1 - bowiem ostatnim rasowym roadsterem było 507 jeszcze z lat 50-tych.
Seryjna produkcja rozpoczęła się w marcu 1989. Auto było budowane ręcznie, początkowo dziennie z taśmy zjeżdżało 6 aut, jednak zainteresowanie było tak duże, że wartości te trzeba było zdecydowanie zwiększyć. Mówi się nawet że zanim pierwsze auto trafiło do klienta, następnych 5.000 czekało już w kolejce. Samochód nie był tani - jego cena wynosiła mniej więcej tyle samo ile topowego modelu BMW serii 7 (e32).
Sylwetka Z1 wygląda dość klasycznie, niczym klin. Ciekawostką są natomiast drzwi, które nie otwierają się zwyczajowo, lecz opuszczane na siłownikach chowają w masywnych progach. Jestem niezwykle ciekaw jak to rozwiązanie sprawdzało się w praktyce. Kolejnym smaczkiem jest kolorystyka samochodu. Każdy element nadwozia można było zdementować i zastąpić takim samym w innym kolorze. Cała operacja trwać miała ponoć 40 minut... Wybór lakierów nie był za bogaty gdyż obejmował jedynie 6 malowań. No cóż, na swój sposób to również pewna... wyjątkowość :)
Do napędu Z1 posłużył dobrze znany motor 2,5l o mocy 170 KM. Gwarantował on całkiem niezłe osiągi - 220 km/h oraz przyśpieszenie do 100 km/h na poziomie 9 sekund.
Z1 skończył swój żywot w roku 1991. Gwoździem do trumny okazała się jego wysoka cena, jak również poważny konkurent - nowy Mercedes SL. Szacuje się że BMW wyprodukowało nieco ponad 8.000 egzemplarzy. Większość - ponad 6.000 trafiła na rodzimy rynek niemiecki. Dziś samochód jest niewątpliwą gratką kolekcjonerską - ktoś kto chce wejść w jego posiadanie musi mieć na wydanie nawet... 30.000 euro!
Modelik Z1 chciałem mieć od zawsze. Uważam go za najładniejszego przedstawiciela linii Z (deklarowanej jako auta "przyszłościowe"). Modeliki pojawiają się niezwykle rzadko i osiągają dość wysokie ceny. Nie ma więc co wybrzydzać i trzeba brać co jest. Ja trafiłem miniaturkę wyprodukowaną przez niemieckiego Schabaka. Modelik choć już nienajmłodszy udało mi się zakupić jako nowy, w oryginalnym opakowaniu. Standardowo dla modeli tego producenta, mamy otwieraną maskę i bagażnik. Dla Z1 pokuszono się o odwzorowanie opuszczanych drzwi - system działa i to bardzo ładnie. Ciężko natomiast mówić o detalach, gdyż tych zupełnie brakuje. Musimy sobie jednak postawić sprawę jasno, że wyznacznikiem wartości tych miniaturek nie są szczegóły, a "osobowość" - starsi datą Kolekcjonerzy na pewno wiedzą co mam na myśli.
Samochodzik jest w kolorze zielonym, bardzo charakterystycznym dla Z1. Jest ładnie pomalowany. Na starcie musiałem poprawić nieco mocowanie szyby i podszybia, gdyż słabe spasowanie utrudniało zamykanie maski. Nieciekawie wygląda również przednia szyba odstająca od ramy, choć faktycznie w prawdziwym Z1 rozwiązanie było podobne - jednak nie tak dotkliwie rzucające się w oczy.
Mnie miniaturka bardzo się podoba i jestem z niej zadowolony. Choć nie jest tak imponująca jak Minichamps'y czy AutoArt'y, to ma to coś... to czego nie mają przytoczone powyżej:) Cena? Wszystkie Schabaki, które prezentują ładny, kolekcjonerski stan a dodatkowo mają oryginalne opakowanie są dosyć drogie.
Poniżej zdjęcia Z1. Autko wygląda na niezgrabne i "napompowane", ale takie właśnie było prawdziwe Z1 - dla porównania prezentuję zdjęcie oryginału. By udowodnić, że modelik wygląda jednak całkiem fajnie, uchwyciłem go również z innej, dalszej perspektywy.























Z racji że nowy sezon F1 zbliża się wielkimi krokami, warto sięgnąć do modelików bolidów. W tym roku Williams powraca do firmy Cosworth. W kolejnym wpisie cofnę się do sezonu 2006, w którym pod maską maszyn z Grove poraz ostatni pracowały te jednostki. Williams FW27 w malowaniu na 2006 z jednostką Cosworth - już wkrótce - zapraszam.

2 komentarze:

  1. Schabak to bardzo zacna firma. Bardzo cenię sobie jej modeliki. Mam ich chyba ze 20. Dzisiaj brakuje im trochę fajerwerków typowych dla aktualnie produkowanych modeli, typu wycieraczki, kolorowe lampy tylne, mikronapisy, malowane ramki szyb, ale mają za to inne zalety. Coś się wnich otwiera, coś się dzieje. Bryła nienaganna i są w ogóle bardzo "modelarskie".
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda. Choć to mój jedyny Schabak to bardzo mi się podoba i raczej szybko się z nim nie rozstanę ;) Pozdrwiam.

    OdpowiedzUsuń