No nic - musiałem wreszcie znaleźć trochę czasu by odwiedzić bloga. Długi majowy weekend jest oczywiście doskonałym pretekstem by wrócić do literackiej twórczości :) Synek - szkodnik, właśnie usnął więc nie mam ani chwili do stracenia - tak jak obiecywałem na koniec ostatniego wpisu, na łamach bloga pojawi się kilka gadżetów minionego dziesięciolecia, które dla mnie miały wyjątkowe znaczenie.
Gdzieś około 1999 roku, tata przyniósł do domu pierwszy telefon komórkowy - służbową Nokię 5110 (to ta z antenką, kojarzycie?). Pamiętam że rozmowy były wówczas bardzo drogie i w zasadzie telefon służył bardziej do pokazania że się go ma, niż do samej rozmowy :) Ale nie w przypadku mojego taty. Jako instruktor nauki jazdy potrzebował mieć kontakt zarówno z biurem szkoły jak również samymi kandydatami na kierowców. Nokia dumnie spoczęła w kaburze przy pasku (tak tak, wszyscy musieli widzieć ;) i również wtedy wybuchło moje zainteresowanie telefonią komórkową. Aparaty zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu, operatorzy prześcigali się w ofertach, a producenci wymyślali coraz to nowe funkcje. Jedno pozostało jednak bez zmian - by aparat był popularny - musiał być ładny. I tu mamy opozycję do trendu który obecnie panuje wśród smart phoneów - wszystkie wyglądają tak samo. Ten za 300 złotych wygląda podobnie do tego za 3000 - choć oczywiście różnice są :) Dawniej producenci bardziej od tego co jest w środku przywiązywali wagę do samej słuchawki - wielkości, wagi, materiału z którego jest wykonana obudowa (na myśl przychodzi mi fantastyczna Nokia 7110 z rozsuwaną klapką w pięknej zielono - brązowej obudowie z aluminiową ramką dookoła ekranu po prostu creme de la creme).
W tamtym okresie byłem nastoletnim chłopakiem, który zainteresowany nową technologią bardzo chciał mieć swój aparat. Ale nie miał... Jak wspomniałem wcześniej ceny komórek były zaporowe i nawet odkładane pieniądze czy wakacyjne zarobkowanie przy plewieniu truskawek nie wystarczyło na zakup wysłużonej choćby Nokii 3210. Z zazdrością więc patrzyłem na kolegów grających pokątnie w Snake'a czy namiętnie puszczających sobie dzwonki "wyklepane" w kompozytorze.
Moim pierwszym telefonem, zakupionym gdzieś około 2003 roku była wspomniana wcześniej Nokia 3210. Słuchawka była już niesamowicie zużyta, ktoś najprawdopodobniej przypalał jej antenę (od wewnątrz oczywiście bo jak wiadomo 3210 miała już antenę w środku), wyświetlacz przygasał, a bateria trzymała 1 dzień. Ale mimo tego wszystkiego działała! Od tej pory i ja mogłem "dumnie" otrzymać sms na lekcji języka polskiego i udawać, że "przypadkiem" nie wyciszyłem dźwięków... :)
Po latach mam nadal ogromny sentyment do starych komórek. Pewnie dlatego że w czasie kiedy dorastałem były synonimem luksusu i niezależności. Byle kto nie miał przecież "komóry". Dziś jest inaczej - obok mnie leży czarna mydelniczka, zupełnie bez wyrazu. Owszem zrobiłem nią zdjęcia do tego wpisu, ale czy mam ochotę trzymać ją w ręce? - zdecydowanie nie.
Bardzo ucieszyłem się gdy przypadkiem znalazłem w googlach archiwalne zdjęcie obudowy do Nokii 3310 - był to zamiennik (szał! jak można tego teraz nie robić!) sygnowany logo Minardi. Zdjęcie było już dosyć stare, ale podążyłem za linkiem do archiwum e-bay. Skontaktowałem się ze sprzedającym z Holandii czy posiada jeszcze tę obudowę i o dziwo otrzymałem odpowiedź twierdzącą! Okazało się więc że byłem jednym człowiekiem na ziemi, który w 2017 roku szuka obudowy do Nokii 3310! :D Po dwóch tygodniach "panel" bo tak zwykło się nazywać wymienne obudowy był już u mnie. Zaczęły się poszukiwania aparatu - wybór padł na nieco nowszy od 3310 model 3330 wyposażony dodatkowo w przeglądarkę WAP. Co to takiego? Dziś już nie wiem, ale w 2003 pewnie na samo wypowiedzenie tego słowa miałem mokro :) Choć tych aparatów wyprodukowano miliony, znalezienie czegoś sprawnego, w ładnym stanie staje się coraz trudniejsze. Jak wiadomo N3310 miała opinię woła roboczego, takie komórkowe TDI. Aparaty nagminnie spadały ze schodów, były rozjeżdżane przez samochody, czy uczyły się pływać w szkolnych toaletach. Te które przetrwały, wcale nie są tanie! Ale mi udało się znaleźć fajny egzemplarz - co prawda z angielskim menu, ale po wyglądzie obudowy widać że nikt nie próbował nim wbijać gwoździ w ścianę. Chyba...
I tak przedstawiam Wam jedyną w Polsce, a może i jedyną na świecie Nokię 3330 w barwach zespołu Minardi F1 Team. Aparat pracuje pięknie, wciąż można z niego dzwonić, "pyknąć" w Sneake'a czy sentymentalnie przewinąć menu. Stoi sobie na półce obok bolidów Minardi i dumnie wskazuje godzinę. Uwielbiam go.
Jako ciekawostkę dodam, że obudowa posiada przeźroczystość, dzięki czemu podświetlony w nocy aparat robi duże wrażenie (no dobra robił 15 lat wstecz ;)
A jak Wam podoba się mój retro gadżet? Możecie się tu ich spodziewać więcej!