niedziela, 20 października 2013

Kolekcja

Prowadzę bloga już od kilku lat. Gdy rozpoczynałem moją dorosłą przygodę z modelarstwem, nigdy nie przypuszczałem że stanę się właścicielem dość pokaźnej kolekcji. No właśnie, czy aby na pewno pokaźnej? Przeglądając fora lub inne blogi, natrafiam często na przepiękne okazy ustawione w okazałych gablotach. Niektórzy kolekcjonerzy są tak perfekcyjni, iż posiadają model tego samego auta w różnych kolorach. Mają mój szacunek -  nie ma co ukrywać. A jak wygląda po tylu już latach zbierania moja kolekcja? Gdzie stoi, jaką posiada ekspozycję? Myślę że wielu z Was jest tego ciekawych, dlatego w dzisiejszym poście uchylę rąbka tajemnicy.

Jak zaczynałem?
Przekopałem komputer w poszukiwaniu zdjęć jak wyglądały początki mojego kolekcjonowania i niestety nie znalazłem nic godnego zaprezentowania. Nie znaczy to że nie było co prezentować, a że zwyczajnie dokumentacja moich początków gdzieś przepadła. Obrazowo jednak ujmując, całość kolekcji znajdowała się na maleńkiej półce o wymiarach 100 cm x 40 cm. Z biegiem czasu, gdy to przestało wystarczyć (a stało się to zaskakująco szybko) przedzieliłem dostępną przestrzeń płytą, dzięki czemu otrzymałem niejako kolejną przestrzeń do układania modeli. Czy wystarczyło to na długo? Oczywiście że nie! Od tej pory kolekcja mogła już rosnąć tylko w górę. Godzinami ustawiałem gablotki jedna na drugiej, tak by były do siebie mniej więcej dopasowane. I za jakiś czas pojawiło się kolejne ograniczenie w postaci... sufitu. Gdy wspominam tamten czas zachodzę w głowę jak udało mi się to wszystko ustawić. Ponad setka modeli na tak małej powierzchni, stojące jeden na drugim. Aż strach pomyśleć co mogłoby się stać gdyby moja misterna "konstrukcja" runęła na ziemię... :) A okazji ku temu nie brakowało - coraz bardziej zazdrośnie spoglądający chrześniak, który odwiedzał mnie co jakiś czas, koledzy których zainteresował jakiś model znajdujący się na szczycie tej "piramidy", mama podlewająca kwiatki, czy wreszcie listonosz, który zadawszy pytanie: "co ja tak często tu noszę takie małe paczuszki" spędził u mnie kupę czasu podziwiając miniatury. Wspaniały był to czas. Nieco beztroski, studencki...

Modele w pudle.
Potem przyszło mi dorosnąć. Studia nieuchronnie dobiegły końca. Z moją już wówczas Narzeczoną snuliśmy plany na przyszłość. Wiedzieliśmy że chcemy być razem. Zadaliśmy sobie pytanie: "co dalej?" Myślę, że przed podobnym stają w naszym kraju setki młodych par marzących o wspólnym życiu i własnych czterech kątach. Nam się udało. Wzięliśmy ślub i kupiliśmy "wymarzone" M. Zanim jednak w nim zamieszkaliśmy musieliśmy je doprowadzić do stanu "używalności". Gdzie wówczas znalazły się modele? Powędrowały jak większość moich kawalerskich gratów do 2 ogromnych pudeł. Pamiętam jak rozbrajałem moją misterną konstrukcję, przecierałem szmatką z mikrofibry, owijałem każdy model w gazetę i z namaszczeniem wkładałem do pudełka. Jeden przy drugim. Nie wiedziałem kiedy z niego wyjdą. Ba! Nie wiedziałem nawet czy w ogóle się to stanie! Okleiłem je porządnie taśmą, grubym pisakiem dodałem adnotację "ostrożnie". Tak zakończył się pewien etap. Dla mnie, dla modeli, dla tego bloga.

Feniks z popiołów.
Na swoim "garnuszku" żyje się już nieco inaczej. Bardzo uważnie oglądasz każdą zarobioną złotówkę i zastanawiasz się czy aby na pewno to i owo jest Ci potrzebne. Ja nie potrafiłem żyć bez mojego hobby. Mimo że modele były szczelnie zamknięte w dwóch pudłach, po jakimś czasie dołączyło do niego 3... Brawa za cierpliwość dla mojej Żony, która zawsze podchodziła (i podchodzi dalej) z dystansem do mojej pasji. "Każdy ma jakiegoś bzika" jak mawia i za to właśnie Ją kocham :)
Wreszcie nadszedł dzień, kiedy duży pokój przestał być już pusty. Stało się to za sprawą moich teściów, którzy postanowili zmienić swoje dotychczasowe meble. Na moje szczęście wśród mebli które otrzymaliśmy po nich  w "spadku" znalazła się dość okazała witryna. Od samego początku nie miałem wątpliwości jak ją wykorzystam...

Tu kupię, tam sprzedam...
Jak każda kolekcja, tak również i moja przechodziła różne etapy. Co chwilę pojawiały się pytania w jakim kierunku ma pójść moje zbieractwo. Początkowo miała być to jedynie Formuła 1. Później dołączyły do niej auta wyścigowe i rajdowe różnych klas. Ostatecznie zwyciężyła moja miłość do szeroko pojętej motoryzacji i w moim zbiorze znajduje się po prostu... wszystko. Jedyna wątpliwość która nie pojawiła się nigdy dotyczyła skali. Ma być 1:43 i basta! Co jakiś czas wyprzedawałem jakąś cześć modeli, starając się zastępować je takimi samymi, lecz bogatszymi w detale. Na jednych zarobiłem, na drugich straciłem, kilku żałuję, a innych zupełnie nie pamiętam. Ten blog jest swojego rodzaju "memento" wszystkich miniatur które pojawiły się w moim posiadaniu. Bardzo się cieszę że go założyłem :)

Lancia.
Ma w moim sercu symboliczne miejsce. To specyficzna marka samochodów, to pewien styl życia. Nigdy nie żałowałem sobie na kolejne miniatury Delty czy 037. Posiadane modeliki Lancii to fantastyczne okazy, które nigdy nie stracą nic ze swojej aktualności. Moja miłość do tej marki nie skończyła się jednak tylko na modelach. Mimo że Lybra którą posiadam nie ma już sportowego ducha swoich poprzedniczek, to wciąż ma tą "iskrę" która sprawia że patrząc na nią wiem że to wyjątkowy samochód.

Lubię, nie lubię...
Często słyszę pytanie: "jaka jest Twoja ulubiona firma produkująca modele?". To bardzo trudne pytanie. Myślę że wielu z liczących się producentów ma swoje wady i zalety, jedne modele wychodzą im dobrze drugie gorzej. Lepiej być może zapytać mnie "do jakich modeli mam słabość?" Tu jest już zdecydowanie łatwiej. Interesują mnie stare wydania wyścigowych modeli PMA, może niezbyt szczegółowe, ale mające fajny klimat "tamtych czasów". Nieźle prezentują się wszelkiego rodzaju Vitesse / Trofeu. Mimo bardzo często nie najwyższej próby kalkomanii, która nie jest w stanie przetrwać trudów czasu oferują bardzo unikatowe samochody, których próżno szukać u innych producentów. Na koniec pozostaje popularne IXO - czy to w wersjach wydawniczych czy "pełnych" zawsze ma do zaoferowania ciekawy produkt.

Przyszłość.
Są pewne decyzje, których potem żałujemy. W moim przypadku jedną z takich decyzji była chęć zamieszkania w miejskim gwarze na jednym z blokowisk. Z perspektywy czasu uważam, że było to złe posunięcie. Wymyśliliśmy już jednak z Żoną "plan ratunkowy", który pozwoli nam w przyszłości zaznać relaksu i spokoju w podmiejskim otoczeniu. Własny dom to wyzwanie i ogromne koszta, ale myślę że warto je ponieść. Być może modele znów powędrują do pudła, być może na bardzo długo. Wiem jedno - gdzie kolwiek będę - moja minipasja będzie ze mną. Tymczasem zapraszam do obejrzenia zdjęć kolekcji w obecnej formie. Może nieco chaotycznej i niezbyt atrakcyjnej... Ale przecież ciągle mam czas by to poprawić :)