... że co powiecie? Polonez? Ten polski? Ten "Duży Fiat" tylko w "nowej budzie"? Tak właśnie ten. To moje kolejne auto marzeń...
Wczoraj wybrałem się na pieszą wyprawę po moją Żonę do pracy. Pogoda była całkiem sprzyjająca spacerom, świeciło słońce, temperatura również była jak najbardziej znośna. Stojąc na przejściu dla pieszych pod Galerią Korona i czekając na zielone światło, moją uwagę przykuła kolorowa kawalkada starych aut pędzących ul. Warszawską w stronę Politechniki. Wśród nich znalazł się PF 125, Skoda 120, Porsche 928 i chyba jakiś Triumph. Ich oznaczenia sugerowały że udają się na jakiś zlot. Pięknie odrestaurowane, wypucowane auta przyciągały spojrzenia przechodniów. Gdzieś za nimi mrugnął mi biały Polonez. W pierwszej chwili pomyślałem, że to auto ze wspomnianego powyżej konwoju. Gdy jednak przejechał obok mnie zrozumiałem, że nie ma on nic wspólnego z tymi autami i jego przejażdżka mogła być równie dobrze ostatnią drogą. Na szrot. I nagle zrobiło mi się strasznie żal. Polonez. Mój obiekt marzeń z dzieciństwa. Marzeń nigdy nie spełnionych dodajmy...
W czasach gdy na naszych drogach królowały niepodzielnie Fiaty 126, Polonez był dla mnie niczym łyk świeżego powietrza. Był duży, miał przestronne wnętrze, prawdziwy bagażnik, silnik brzmiał świetnie (ze specyficznym klangiem podczas przyśpieszania) i zwyczajnie mi się podobał z wyglądu. Plotka mówi przecież, że to odrzucony projekt Lancii Delty. I ja chcę w to wierzyć :) Nie będę się roztkliwiał nad wadami samochodu jak choćby przestarzała konstrukcja, toporny układ kierowniczy, huczący tylny most... Po co? Polonez był super i basta!
Polonez zagościł w kręgu mojej rodziny bodaj w 1992 roku. Jego właścicielem była siostra mojej mamy. Rok modelowy '89, piękny czerwony kolor, czarne wnętrze, pełne "akwarium". Auto z niewielkim przebiegiem kupione od pierwszego właściciela. Pamiętam, ze nie mogłem się na niego napatrzeć, a każda wizyta u mojej babci gdzie ów auto garażowało, przyśpieszało u mnie bicie serca. Kilka przejażdżek tym samochodem uświadomiło mi - małemu chłopcu wówczas - jak mizernym samochodem jest posiadany przez moją rodzinę "maluch".
Poldek ma miejsce w moim garażu marzeń. Stoi tam odrestaurowany, w niespotykanym niebieskim kolorze, w swojej pierwszej odsłonie tzw. "borewiczu". Choć ma trochę niedoróbek jak za niskie zawieszenie, braki w domalowaniach i niezbyt szczegółowe wnętrze to wciąż przypomina mi samochód o którym marzyłem jako dziecko.