środa, 28 października 2009

Ferrari dla Kowalskiego - Fiat Coupe

Pozostajemy w kręgu aut włoskich. Pięknych aut - dodajmy :) Kolejną miniaturką, która pragnę przedstawić jest zaprezentowany w 1993 roku Fiat Coupe. Jest to na pewno auto wyjątkowe, głównie za sprawą swojego nietuzinkowego wyglądu. Jego autorem jest bardzo słynna w światku motoryzacyjnym osoba Chrisa Bangle'a - tego samego który stoi za obecną stylistyką BMW. O ile nad urodą "bawarek" można dyskutować, tak za okres pracy Bangle'a dla Cento Stile Fiat należą się ogromne brawa.
Fiat Coupe nie pozostawia złudzeń - to auto sportowe w każdym calu. A co jest wyróżnikiem auta sportowego? Oczywiście rasowy wygląd i mocny silnik. Jednego ani drugiego nie zabrakło. Wygląd "coupety" nawiązuje do linii samochodów z pod znaku Ferrari, silniki zaś zaczynają się na 130 konnym 1.8 a kończą na 20-sto zaworowym, uturbionym 2.0 rozwijającym 220 KM. Fiat Coupe jest więc najszybszym, seryjnie produkowanym w historii Fiatem - topowa wersja potrzebuje 6,5 sekundy by rozpędzić się do 100km/h, a prędkościomierz zamyka się przy około 270 km/h...
Dla rozwoju Coupe ciekawy okazuje się rok 1998. Przeprowadzony lifting sprawia że auto staje się jeszcze bardziej wyraziste i agresywne. Wewnątrz oprócz charakterystycznych detali - pasa w kolorze nadwozia, semi-kubełkowych foteli czy okrągłego analogowego zegara pojawia się nowy detal (choć może bardziej adekwatnym określeniem wydaje się być gadżet) - przycisk uruchomienia silnika (dostępny tylko dla wersji z silnikiem turbo). Najciekawsze wersje jakie trafiły do klientów to oczywiście Limited Edition oraz Turbo Plus. Charakteryzowały się subtelnym pakietem ospojleprowania, felgami z lekkich stopów w przyciemnionym odcieniu (Limited Edition), skórzaną tapicerką z czerwonymi przeszyciami, hamulcami firmy Brembo.
Fiat Coupe choć bazuje na technologii Fiata Tipo (podobnie jak Bravo/Brava) jest samochodem którego nie da się wepchnąć w żadne ramy. Bezkompromisowy ścigant. O ile kiedyś było to auto zupełnie niszowe, tak teraz praktycznie każdy może stać się właścicielem tej perełki, nawet w najbogatszych wersjach. Przykre jest, że amatorami są zazwyczaj ludzie młodzi, często miłośnicy wiejskiego "tjuningu", którzy rozbijają swoje samochody na przystankach, zamiast ocalić je od zapomnienia:(
O modeliku Coupe marzyłem od zawsze. Wiedziałem że takowy wyprodukowała firma Norev i to całkiem nieźle. Miniaturka miała świetne proporcje, ładne felgi (od wersji LE) i dość starannie odwzorowane wnętrze. Znalazłem ja w jakimś włoskim serwisie aukcyjnym. Później na rodzimym Allegro zaczęły pojawiać się modeliki od Grani8Partners, w różnych wersjach (cywilne, policyjne). Początkowo osiągały ceny około 70 - 80 złotych. Gdy rynek nieco się nasycił i ja postanowiłem sięgnąć po modelik od G&P. Na zdjęciach prezentował się całkiem nieźle, choć było widać wyraźnie, że model ma nie zachowane proporcje (na moje oko za wąski, za wysoki). Mimo to zadeklarowałem zakup za 44 złote. I tak po tygodniu zapukał do mnie żółciutki Fiat Coupe. Oględziny na żywo potwierdziły przypuszczenia o najlepszym oddaniu bryły. Ponadto za wąski w stosunku do bryły okazał się rozstaw kół. Modelik ma sporo niedomalowań - chodzi mi tu głównie o podproża i zderzaki. Rozumiem że producent starał się jak najwierniej oddać szczegóły podstawowego modelu Coupe, bo owszem w oryginale te elementy były czarne, jednak można było to zrobić porządniej. Kolejna porażka to wnętrze, które poza żółtym paskiem na środku deski ma się nijak do oryginału - konsola środkowa nie pochodzi wręcz od tego samochodu!! Oprócz powyższych można zaleźć jeszcze sporo wad jak choćby za grube obramówki szyb, które chyba miały być uszczelkami... Co jest więc na plus? Hmm... po raz kolejny fakt ,że za niewielkie pieniądze otrzymujemy modelik wyjątkowego auta, a dzięki temu wszystkie te zarzuty stają się zupełnie nieistotne. Czy polecam modelik od Grani8Partners? Pewnie że tak!














niedziela, 25 października 2009

Włochem nie można zostać - nim trzeba się urodzić! - Fiat Bravo II

Dziś przedstawiam auto, do opisu którego nie musiałem się zbytnio przygotowywać. Jako wielbiciel włoskich samochodów, regularnie odnotowuję wszystkie nowości, zaglądam do salonów, czy wykonuję jazdy próbne poszczególnymi egzemplarzami.
Bravo ujrzało światło dzienne w marcu 2007 roku. Stylistycznie było kontynuowaniem koncepcji zapoczątkowanej przez Grande Punto. Niekwestionowanym ukłonem w stronę pierwszej generacji kompaktowych Bravo/Brava jest oczywiście tył samochodu do złudzenia przypominający ten z pierwowzoru. Całość wygląda bardzo solidnie i rasowo (dzięki wysoko umieszczonej linii szyb). Jednym słowem budzi bardzo pozytywne odczucia. Bravo zostało niekwestionowanym królem stylistyki wśród aut klasy kompaktowej. W miejscu tym warto wspomnieć poprzednika Bravo - Stilo. Ciężko porównywać skok jakościowy jaki dzieli oba auta. Na pewno w dziedzinie wyglądu jest to przepaść. Warto jednak zauważyć że Stilo bardzo niesłusznie zostało niedocenione właśnie przez swój wygląd, nawiązujący bardziej do aut niemieckich. Zgadzam się - Stilo jest nudne do bólu. Ale za tą nudnością kroczy obraz auta dopracowanego, niezawodnego, taniego w eksploatacji, bogato wyposażonego. Wystarczy przeczytać opinie kierowców, którzy chwalą swoje auta za powyższe cechy. Zdań niepochlebnych jest naprawdę niewiele! Dźwiny jest ten nasz "polski klient" : Stilo nie kupi dlatego że jest "zbyt niemiecki". Zastanawiam się więc czy zdecyduje się na Bravo skoro ten jest "zbyt włoski"?
Te wątpliwości przestały mnie nękać w momencie gdy zająłem miejsce w Bravo drugiej generacji. Twarde fotele fantastycznie przylegające do pleców, miękka kierownica niczym z gokarta idealnie leżąca w dłoni, a dookoła chromowane wykończenia, świetnie spasowane materiały... Bravo samo wystawiło sobie ocenę. Przyznam, że z lekkim niesmakiem wsiadałem później do mojej Bravy. Fiat przeszedł bardzo daleką drogę w ciągu tych 12 lat. W Bravo nie ma miejsca na to by narzekać na jakość wykończenia czy użyte materiały. Nie boję się nawet powiedzieć że w tej dziedzinie Fiat stał się wręcz wyznacznikiem jakości. I nie mówię tego dlatego że jestem z tą marką związany od zawsze. Opinia została poprzedzona konfrontacją z takimi modelami jak VW Golf VI czy Mazda 3. Miło też patrzeć (trochę na złość testerom z gazet motoryzacyjnych z niemieckim rodowodem;)) jak wiele tych aut w porównaniu z innymi przedstawicielami segmentu porusza się po naszych drogach. To właśnie dzięki nim ulice przestają być szaro - nudne, a stają się prawdziwą areną mobilnej sztuki.
Modelik który posiadam zakupiłem podczas jednej z wielu wizyt w kieleckim salonie Fiata, Alfy Romeo i Lancii. Jest to tzw. "salonowa" wersja od Norev. Charakteryzuje się pozbawieniem modelika szczegółów, tak by jego cena była mocno atrakcyjna. Miniaturka dostarczona jest również bez podstawki czy gablotki. Myślę że nie jest to zbyt istotne w momencie gdy jego wartość wynosi jedyne 16 złotych. Nie widziałem "pełnego" Noreva tak więc trudno mi je do siebie porównywać. Na pewno "salonowiec" jest świetną bazą do wszelakich waloryzujących eksperymentów modelarskich. Ja takich zdolności nie mam, więc cieszę wyłącznie jego posiadaniem w miniaturze. Być może za kilka lat marzenia urosną do skali 1:1 :)

Na chwilę obecną najważniejsze jest to, że uchylając drzwi garażu spogląda na mnie zalotny "wzrok" mojej Włoszki. Dobrze jest mieć świadomość, że mnie nie zawiodła i nie zawiedzie.







sobota, 17 października 2009

Klapa czy sukces? Czyli od "chaosu" do "Kultowych Aut PRL" / Wołga GAZ M24

Na temat serii "Kultowe Auta Prl" powiedziano już chyba wszystko. Co dwa tygodnie na różnych kolekcjonerskich blogach i forach prowadzona jest mniej lub bardziej merytoryczna dyskusja na temat nadchodzącego bądź obecnego w sprzedaży modelu. Wypada więc i mnie odnieść się do tego "zjawiska" w polskim światku kolekcjonerskim. DeAgostini nie jest pierwszym wydawnictwem, które próbuje zaszczepić na naszym rynku ideę sprzedaży gazetki wraz z modelem w ogólnodostępnej sieci kiosków. Odkąd sięgam pamięcią podobnych przedsięwzięć było co najmniej kilka. Najstarszą tego typu propozycję wysunęło bodaj DelPrado. Było to naprawdę spory kawałek czasu temu, dlatego nie potrafię przypomnieć sobie jak nazywała się owa seria. Na pewno nie odniosła ona znaczącego sukcesu, choć modele z tej serii pojawiają się wciąż na Allegro (sam kilka posiadam). Nie grzeszą one jakością wykonania, jednak dają namiastkę "prawdziwego" modelarstwa a co za tym idzie kolekcjonerstwa. Kolejną próbę podjęła DeAgostini wypuszczając na nasz rynek krótką serię "Taksówki Świata", która była częścią większego przedsięwzięcia wydawanego gdzieś w innych obszarach świata, mianowicie "Taxis del Mundo". 4 modele trafiły na kioskowe półki. Magnesem, który niewątpliwie przyciągnął uwagę kolekcjonerów był fakt, że modele były dość ładnie wydane, wyposażone w podstawkę, no i najważniejsze - firmowane przez znaną firmę modelarską - IXO. Rzeczywiście, pomysł chyba chwycił bo modele rozeszły się dosyć szybko. Gazetki te miałem w ręku kilkakrotnie, zdecydowałem się jednak tylko na zakup tej z modelem Peugeota 404. Nie potrafię teraz podać ceny jaką za niego zapłaciłem (ale pewnie coś z xx,99 na końcu, może 19,99? :), ale był to na pewno trafny zakup, gdyż model prezentuje niezły poziom i czuć już w nim ten "prawdziwy" powiew modelarskiej (nie zabawkowej) jakości. Szkoda że DeA nie zdecydowała się na konturowanie serii, która z pewnością znalazłaby odbiorców. Na szczęście dzięki prywatnym importerom, Allegro aż roi się od okazów wprost z "Taxis del Mundo". Teraz chwila na to by skierować uwagę na to co wydawcom się nie udało. Mam tu na myśli serię Super Samochody, Radiowozy Policyjne Świata, czy ostatni wynalazek "Radiowozy Strażackie Świata". Być może pomyliłem nawet nazwy tych gazetek, ale obrazuje to tylko jak trafiły one do mojej świadomości :) Zabawne, że wydawcy tychże próbują wcisnąć nam ciemnotę, że są to modele z prawdziwego zdarzenia, podczas gdy są to zwyczajne zabawki skierowane co najwyżej do dzieci (choć też nie koniecznie - tandetne wykonanie sprawia że wszystko od nich odpada). Prawdziwy chaos wprowadza ostatnia z gazetek oferując modele... w różnych skalach. To już chyba totalne nieporozumienie. Niewątpliwie tych czasopism nie należy traktować jako kolekcjonerskie. Z wartych wspomnienia wydawnictw należy zwrócić uwagę na zaproponowaną przez bodaj Altayę serię o samochodach rajdowych. Jeśli ktoś teraz przeciera oczy to potwierdzam, że istotnie takowa została wydana. Co prawda bardziej "pilotażowo", ale jednak. W serii znalazły się miniaturki wykonane znów przez IXO, a były to: Lancia Delta HF Integrale, Subaru Impreza, Audi Quattro i coś jeszcze. Ciężko określić mi ramy czasowe, gdy gazetki były dostępne, gdyż wiedzę o nich zaczerpnąłem z innego źródła. Nie mniej jednak posiadam przebłyski pamięciowe, że coś takiego "kiedyś tam było". Szkoda że ponownie nasz kraj potraktowano po macoszemu i trafiły do nas jedynie jakieś nadwyżki. Tutaj znów z pomocą przychodzi Allegro wraz ze swoim bogactwem sprowadzonych zza granicy modeli. Kupione tam za grosze u nas nabierają już znacznej wartości. Sam przyznałem się już kiedyś że bardzo lubię modele IXO/Altaya i chyba właśnie takowych posiadam najwięcej w mojej kolekcji. Wypada mi (i mnie podobnym) mieć nadzieję, że kiedyś i u nas wystartuje seria rajdowo/wyścigowa z prawdziwego zdarzenia. Pora cofnąć się rok wstecz. Wracając z praktyki studenckiej w szkole mijam kiosk. Na wystawie moją uwagę zwraca wielki karton z namalowaną niebieską Warszawą "Garbuską". Przystanąłem na moment przy kiosku by przyjrzeć się bliżej nowemu "tworowi". Zabawne, ale byłem chyba jedyną osobą na ziemi która nie słyszała o "KAP-ie". Model kosztował grosze a sprawiał naprawdę dobre wrażenie. Zaraz! Przecież to ta sama Warszawa którą widziałem może tydzień wcześniej na Allegro osiągającą ceny nawet 120 zł! To niemożliwe! A jednak. Na moich oczach budował się nowy rozdział polskiego kolekcjonerstwa. Pośpiesznie kupiłem za pożyczone od kolegi pieniądze modelik. Po powrocie do domu szybko wsiadłem w autobus wyposażony już w odpowiednie fundusze, by "spałaszować" resztę modeli jakie były wówczas w kiosku. Niestety nie udało mi się już kupić ani jednego (a minęła może godzina). To pokazuje tylko, jak "głodny" był nasz polski rynek modelarski. Co dwa tygodnie DeA wypuszczała na rynek modelik wyprodukowany przez IST (IXO), raz lepiej, raz gorzej wykonany (czyt. odchudzony od oryginału z katalogu) ciesząc lub mocno wkurzając środowiska kolekcjonerów. Osobiście cieszę się że mamy własną "pełną" serię gazet z modelem. Kupuję ją sporadycznie, tylko wówczas gdy jakiś model naprawdę mi się spodoba. Ostatnio jednak nic nie przypadło mi do gustu i ogniwem kończącym moją kolekcję KAP stał się pomarańczowy Żuk. Jednak nie na nim chciałbym się skoncentrować w tym poście. Moja opinia jest oczywiście czysto subiektywna, uważam jednak że do tej pory najładniej wydanym modelem była czarna Wołga M24. Choć nie bez wad (o których przeczytacie sobie na tysiącu innych blogów), sprawia naprawdę świetne wrażenie. Przede wszystkim jest ciężka, masywna i.. czarna. Tak wspaniale czarna, że wszystkie inne modele z KAP mogą się przy niej schować. I tu kończy się moje opowiadanie. Mam nadzieję że szczęśliwą końcówkę dopiszą Wydawcy, oddając w nasze ręce ładne i tanie modele, nie tylko te kultowe... Tego sobie i Wam życzę!







piątek, 16 października 2009

Alfabet szybkości - Lancia Delta HF Integrale

Żadne inne auto nie posiada takiego charakteru. Żadne auto rajdowe nie może się z Nią równać. Żadne inne auto nie jest Nią. Lancia Delta jest jedyna i niepowtarzalna. Gdy patrzę na jej ostatnie wcielenie myślę sobie: to jakieś nieporozumienie. Delta bez kurzu, pyłu, błota i piachu? Delta bez potężnego silnika i napędu 4X4? Do nowej Delty nie wypada nawet wsiąść nie mając na sobie garnituru! Zamykam więc oczy i wyobraźnią przywołuję jedyną i NAJSŁUSZNIEJSZĄ wersję. JEDYNĄ jaka przystoi prawdziwemu mężczyźnie - nie pedancikowi w obuwiu od Armaniego, nie biznesmenowi z teczką pełną dokumentów. Facetowi który wie co to "ujarzmiać" samochód a nie "prowadzić" go. Tutaj biegi się "wrzuca", nie "przełącza"; gaz wciska się "do dechy", a nie "umiejętnie dozuje". Wszystko to sprawia że na Deltę HF trzeba zasłużyć. A zrobili to tylko najlepsi. Nie sposób wymienić wszystkich, wspomnę więc tylko Sainza, Auriola, Alena...
Opisując Deltę nie można nie wspomnieć o B-grupowej protoplaście - Delcie S4 wyposażonej w 450-cio konny silnik. To właśnie ten "potwór" sprawił że litera alfabetu stała się najbardziej rozpoznawalnym znakiem wśród rajdówek. Niestety ta historia ma dosyć smutny finał, bowiem za kierownicą właśnie takiego auta zginął nieodżałowany Henri Toivonen. Wypadek ten był gwoździem do trumny całej grupy B. Czy słusznie? Tego już się nie dowiemy. Mam nadzieję że kiedyś w mojej kolekcji znajdzie się model S4 i wówczas będzie czas by opisać ją szerzej.
Wróćmy więc do naszej A-grupowej już Delty. Wersja cywilna była produkowana aż 15 lat z większymi lub mniejszymi zmianami. Co ciekawe Delta posiadała swojego brata bliźniaka w postaci Saaba 600. O ile "cywilka" nie budzi żadnych emocji i kojarzy się z emerytami i rencistami, tak modele z oznaczeniem HF są zwrotem o 180 stopni... Zaczęło się od HF4WD. Skomplikowany system napędu 4x4 zapewnił autu niesamowite właściwości trakcyjne. Stał się on bazą do następnej ewolucji - Integrale 8v. Świat rajdów na dobre zachwycił się już magią jaką roztaczało dookoła auto groźnie spoglądające podwójnymi reflektorami. Integrale rozpędzało się do setki w 6,6 sekundy (!), a jego licznik zamykał się przy 214 km/h. Kolejne zmiany przyniósł rok 1989, choć wydawałoby się że nie są one wcale konieczne, gdyż na jeden wyścig przed końcem sezonu, z 11 wyścigów w całych mistrzostwach Lancia wygrała ich aż... 10. Oprócz delikatnych zmian zewnętrznych, nowością było 16-sto zaworowe serce auta - jeszcze mocniejsze i bardziej wydajne. Teraz Lancia potrzebowała już tylko 5,5 sekundy by przełamać barierę 100 km/h. Ostatnią wersją było Evoluzione i Evoluzione II. Niestety konkurencja nie spała, a na rajdowych trasach na stałe zaczęły "zadomawiać" się auta z kraju kwitnącej wiśni. Na koniec warto wspomnieć, ze zespół Lancia Martini (chyba jedno z najbardziej rozpoznawalnych malowań w dziejach motorsportu) tryumfował w mistrzostwach w latach 1987, 1988, 1989, 1990, 1991, 1992. Czy istnieje więc bardziej utytułowane auto rajdowe?
Prezentowane modele pochodzą od firmy IXO, przy czym ten w malowaniu "Totip" jest wersją gazetkową. Brakuje mu więc kilku detali, zwłaszcza wnętrze nie robi najlepszego wrażenia, pozbawione jakichkolwiek szczegółów. Również przednie reflektory są jakby zbyt ciemne i kiepsko wyeksponowane. Reszta całkiem przyzwoita - ładna bryła, trzymająca proporcje, solidna kalkomania. Za cenę 29 złotych chyba nie ma co narzekać. Drugi model to już "pełne" IXO. Muszę przyznać że gdy go otrzymałem poczułem się nieco oszukany gdyż... bryła była wręcz niechlujna w porównaniu do modelu "odchudzonego". Do wad zaliczyć należy za niskie zawieszenie, złe wyprofilowanie błotników, błędy w kalkowaniu i wogóle dziwną "kaleczność" całości. Ogólny obraz ratuje nieco wnętrze modelu, które jest ładnie oddane i miło się na nie patrzy. Przyznam się jednak, że spodziewałem się czegoś więcej, tym bardziej że na model czekałem dość długo, z racji że utrzymywał wysokie ceny. Obecnie rynek jest już nasycony i model stał się moją własnością za 35 złotych. Czy było warto? Wystarczy ponownie przeczytać pierwszą część tego artykułu by wiedzieć że... TAK!

P.S. Ciekawe że na podstawce modelu od Altaya widnieje naklejka z informacją iż jest to oficjalny licencjonowany produkt Fiat/Alfa/Lancia wraz z indywidualnym numerem, natomiast na pełnym IXO takich fajerwerków już nie ma.




















czwartek, 8 października 2009

Żegnaj Eddie!! - Jordan EJ10 Heinz Harald Frentzen

Przekopując się przez historię zespołów F1, chyba ciężko znaleźć bardziej "barwniejszą" ekipę niż ta którą był Jordan Grand Prix. To właśnie w tej drużynie zadebiutował w 1991 roku kochany i nienawidzony przez wielu Michael Schumacher. W kolejnych latach przez garaże irlandzkiego teamu przewinęło się wiele znanych nazwisk, takich jak Damon Hill, Rubens Barichello, czy prezentowany w modelu Heinz Harald Frentzen. Swoistym znakiem rozpoznawczym samochodów z Silverstone był oczywiście charakterystyczny żółty kolor "narzucony" przez wieloletniego sponsora, tytoniową markę Benson&Hedges. Malowania bolidów były również ciekawe ze względu na umieszczanie na nich "maskotek" teamu Jordan, a więc rekina, węża i szerszenia. Właśnie ten ostatni znalazł swoje miejsce na bolidzie EJ10 z roku 2000. Na sekcjach bocznych bolidu zamiast logo Benson&Hedges znalazł się napis "Buzzin&Hornets" dyskretnie nawiązujący do "oczywistego" sedna sprawy:)
Najlepszym rokiem dla Jordana był 1999. Właśnie wtedy do zespołu przenosi się Frentzen (z Williamsa). Nikt chyba nie przypuszczał, że stanie się on pretendentem do tytułu mistrzowskiego, bowiem na ten rok Jordan przygotował bardzo konkurencyjny bolid. Do ostatnich wyścigów Frentzen zachowywał szanse na tytuł, jednak w ostatecznym rozrachunku przypadł on Mice Hakkinenowi. Jordan natomiast urósł do rangi trzeciej siły w całej stawce Formuły 1. Nic dziwnego więc, że nadchodzący sezon 2000 był dla Eddiego wielką nadzieją na kolejny ogromny sukces. Na miejsce kończącego karierę Hilla pojawił się Jarno Trulli, który wraz z Frentzenem miał za zadanie powtórzyć dobry wynik. Tak się jednak nie stało. Żółte bolidy nie mogły dotrzymać tempa innym zawodnikom. Sezon zakończył się mało szczęśliwie, jedynie z dorobkiem 17 punktów. Kolejne lata nie przyniosły oczekiwanego progresu. Zespół powoli zaczął się "staczać" by w końcówce swojego istnienia walczyć już o ostanie cztery miejsca na linii startowej z Minardi. Wielokrotna zmiana właścicieli (przypomnijmy Midland, Spyker, Force India) przyniosła wreszcie oczekiwane długo efekty. W obecnie trwającym sezonie Giancarlo Fisichella wywalczył 2 miejsce w GP Belgii.
Model który posiadam w mojej kolekcji wyprodukowany został prze firmę Hot Wheels a więc w prostej linii Mattel - czyli tę samą która od wielu lat zajmuje się produkcją lalek Barbie. Czy więc taka miniaturka może być dobra? Może. Wiernością detali modelik przewyższa Minichampsy. Bardzo ładnie wyglądają kalkomanie, których producent nie szczędził w takich miejscach jak np. kierownica bolidu, kask kierowcy, czy jego kombinezon. Całość jest naprawdę solidna, elementy aero nie sprawiają wrażenia, jakby miały zaraz odpaść (tak niestety dzieje się przy Minichampsach). Puentując - do modelu nie mam żadnych zastrzeżeń. Jest to piękna pamiątka po jednym z ciekawszych zespołów w historii F1.